czwartek, 11 sierpnia 2016

Rozdział VII ,,Wszystko ci odpuszczę''



Rozdział VII
,,Wszystko ci odpuszczę’’

               Los Angeles w południe było zapełnione ludźmi. Większość populacji właśnie kończyła pracę, a następnym kierunkiem, w jaki się udawała, były centra handlowe. Wielkie budynki przepełnione reklamami, sztucznie uśmiechniętymi ludźmi i kolorowymi wystawami. Każdy lubi przyjść do takiego miejsca i kupić coś, posiadać jakąś rzecz i mieć wreszcie ją na własność. Ironiczne jest to, jak dla ludzi ważniejszy był wygląd, niż to, co inni, o nich sądzą. Thomas od wielu lat przyglądał się uporowi ludzi i coraz większemu cynizmowi. Nie trzeba wspominać, że był zrozpaczony postępkiem ludzi, a co za tym szło, większej uciesze Szatana. 
                 Mistrz tak się zapomniał w swoich przemyśleniach, aż prawie wpadłby na jakąś obcą mu zupełnie osobę. W samą porę chwyciła go blond włosa piękność, za ramię i odsunęła od przechodnia.
                              - Mistrzu wszystko dobrze? – spytała z lekkim zmartwieniem w głosie.
                               - Oczywiście, po prostu się zamyśliłem – odparł i odsunął się od dziewczyny.
Tom zdał sobie sprawę, że dotyk dziewczyny nie był tak przyjemny, jak Billa. Nigdy mu jakoś nic nie sprawiało przyjemności, wyzbył się jej, i jedyną przyjemność, jaką doświadczał, była od Pana podczas modlitwy, a tymczasem dotyk Billa był jeszcze przyjemniejszy i chociaż zakazany Tom nie mógł się powstrzymać.  Natomiast dotyk Alissy sprawiał mu jakiś nieopisany ból, nie potrafił to wytłumaczyć, ale nie chciał go.
                                 - O czym myślisz Mistrzu? – dopiero po słowach dziewczyny, mężczyzna zdał sobie sprawę, że znowu zaczął tak zwanie ,,marzyć o niebieskich migdałach’’.
                                  - To nic takiego ważnego, naprawdę.
                                  - Myślisz o Billu, prawda? – po plecach Thomasa przebiegł nieprzyjemny prąd, ręce mu się zaczęły nagle pocić, a policzki go strasznie zapiekły.
                                   - Mówiłem, to nie jest ważne, chodźmy, jesteśmy już niedaleko – przyśpieszył kroku, wyprzedzając ją i szedł przed siebie, w jak najszybszym tempie, chciał się znaleźć jak najszybciej w kościele.
               Kościół pod wezwaniem świętego Jose Maria Escriva, znajdującym się na obrzeżach miasta, słynnego na cały świat – Los Angeles, upadłe anioły, a w nim taka piękne budowla. Jedyne czyste miejsce, w tym brudzie. Biały budynek z czarnym dachem i wielkim, drewnianym krzyżem, zamieszczonym, nad drzwiami wejściowymi. Metalowe drzwi ustawione, po jednej i po drugiej stronie, wskazywały, gdzie się udać, żeby dojść do świętego miejsca, umiłowanego przez Pana.
                                      - Teraz droga Alisso, musimy się pożegnać, mam nadzieje, że mnie rozumiesz? – dziewczyna kiwnęła głową i się uśmiechnęła, odeszła w inną zupełnie stronę. Mimo tego, że przyszli razem, już do modlitwy muszą się stawić sami.
Wielka sala kościelna urządzona w nieskazitelnym stylu, kolorowe witraże, biała marmurowa posadzka, czarne, długie ławki oraz piękny ołtarz, pełen świeżych kwiatów i palących się świec. Thomas zdjął buty i postawił, gdzieś w rogu sali. Nabrał trochę na rękę wody święconej i przemył swoją twarz oraz ręce, parę niewinnych kropel spadło, na białą koszulę robiąc delikatne plamki, na materiale. Bosymi stopami podszedł, aż pod sam ołtarz i uklęknął przed nim. Jego umysł postawił się w zupełnie innym świecie, innej rzeczywistości. Serce Thomasa tak się otworzyło, że było gotowe, na wszystko, słuchało słów swojego Pana, który chciał poprowadzić swojego wiernego sługę w odpowiednie miejsce.
                     Mistrz został przeniesiony w jakieś ciemne miejsce, znalazł się na jakimś pustym, bardzo długim korytarzu. Za sobą i przed sobą widział tylko ciemność, a po bokach ścianę z marmuru, która mimo tak ponurego miejsca, dawała swoim białym kolorem namiastkę światła.
                                         - Tom! – do wrażliwych uszu, mężczyzny, którego imię zostało wypowiedziane, dotarł ton głosu, który świetnie znał, rozpoznałby go wszędzie i w każdym stanie.
                                           - Bill! – szybko ruszył, biegnąc ile sił w nogach. Nie myślał, o niczym innym, jak o bezpieczeństwie chłopaka.
                                                  - Tom? Tom! Gdzie jesteś!? – Ciemnowłosy chłopak był tak przestraszony, że krążył, po tym zwariowanym labiryncie. Nie miał pojęcia, jak się tutaj znalazł, dlaczego tak się boi i przed czym ucieka, ale tak bardzo się tego ,,czegoś’’ się bał, że nie myślał, o niczym innym, jak znaleźć się szybko w ramionach Mistrza.
                  Znajdywali się w jednym miejscu i szybko uciekali, pojawiając się w zupełnie innym. Raz do góry nogami, raz na jakimś skrzyżowaniu, w ślepej uliczce, wykrzykiwali swoje imiona i jak szaleni siebie szukali.
                                                     - Tom proszę cię! Gdzie jesteś! – Bill był tak zrozpaczony, że już nie panował nad swoimi uczuciami, serce biło mu strasznie szybko, po bladych policzkach leciały słone łzy, a ręce mu się trzęsły, jak nigdy.
                                                      - Bill jestem naprawdę blisko! Błagam ciebie wytrzymaj! – Mistrz szybkim tempem pokonywał każdy zakręt, nie myślał o niczym innym jak się dostać do chłopaka. Serce biło mu tak w przewrotnym tempie, że nie potrafił nad nim zapanować.
Ciemnowłosy Kaulitz oparł się o ścianę i zaczął się powoli zsuwać na ziemię, kiedy usiadł, już na dobre się rozpłakał.
                                                          - Tom! Boje się! Naprawdę się Boję! – złapał się za włosy u nasadzie i zaczął je mocno ciągnąć.
Takie słowa działały na Toma, jak jakiś poganiacz, nigdy jeszcze tak szybko nie biegł i jeszcze nigdy nie był tak czujny. Starał się wytężyć swój słuch najbardziej, jak tylko się da i dokładnie kierować się, za płaczem Billa. Sam coraz bardziej czuł strach, chociaż nigdy tak naprawdę nie doświadczył jego, to teraz wiedział, co czują śmiertelnicy, prości ludzie, którzy każdego dnia spotykają się, z różnymi problemami.
                                                             - Bill! – Wreszcie znaleźli się na tym samym korytarzu. Kaulitz uniósł głowę do góry i spojrzał na Mistrza. Podniósł się i od razu zaczął bieg w stronę Thomasa, ten również nie był mu długo dłużny i od razu wystartował, rozkładając ręce, do uścisku.
                 Wpadli sobie w ramiona i od razu się zaczęli dotykać, po twarzy, szyi, rękach, ramionach, tulili się, a po krótkiej chwili zaczęli się namiętnie całować. Ich języki poszły w namiętny i bardzo szalony taniec. Ocierały się o siebie, badały całe wnętrze ust, jedno przepychało drugie, ale nie przeszkadzało im to, cieszyli się sobą nawzajem. Nie wiadomo, w jaki sposób znaleźli się nagle na łóżku w hotelu i nie przestawali się całować i jedno, i drugie chciało dominować. Wreszcie Tom odpuścił i to on zajął pozycję leżącą. Kaulitz usiadł na biodrach swojego mistrza, ale teraz kogoś, na pewno więcej i powoli zaczął pocałunkami schodzić w dół ciała mężczyzny. Słodkie palce rozpięły koszule Toma, a delikatne usteczka robiły mokrą ścieżkę prowadzącą do rozporka.  Thomas przymknął oczy, wygiął delikatnie plecy i się obudził. Alissa oklepywała go po twarzy, a nad nim znalazł się już niezły tłumek gapiów. Mistrz szybko zerwał się do siadu, co zapoczątkowało ostrym bólem głowy.
                                 - Mistrzu, nie tak szybko musisz odpocząć, karetka już jedzie – powiedziała zmartwionym głosem dziewczyna.
                                   - Jaka karetka? Nie mam zamiaru nigdzie jechać! – uniósł głos i złapał się za głowę – Alissa musimy szybko wracać do hotelu.
                                    - Proszę pana, nie ma mowy, lekarz musi pana zbadać – Ksiądz pracujący w tym kościele był równie zmartwiony.
                                         - Naprawdę mi nic nie jest, natomiast innej osobie, już może coś być – nie powiedział nic więcej, tylko podniósł się z zimnego marmuru i staną przed mężczyzną w czarnej sutannie.
                                           - Proszę Księdza, mogę się wyspowiadać, to naprawdę ważne – szepnął do ojca, a ten skiną tylko głową, a gestem ręki wskazał na drewniany, mały domek, który robił za konfesjonał.
              Pierwszy wszedł do środka ksiądz, zapalił światło i założył na swoje ramiona stułę. Thomas wszedł drugimi drzwiami do środka, klękną na małym podołku, głowę delikatnie schylił, a łokcie oparł o drewnianą półeczkę przed sobą.
                                            - Co mi chciałeś wyznać synu? – spytał szeptem ksiądz.
                                             - Proszę księdza, żyję chyba z demonem, diabłem, nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje – wyszeptał, ledwo co wstrzymywał łzy.
                                               - Proszę rozwiń to – zachęcił go do tego kapłan.
                                                - Zakochałem się ojcze w chłopaku, ja bym dla niego Boga rzucił – ostatnie słowa ledwo wyszeptał, łzy leciały mu, nie ustanie.
Kapłan milczał przez dłuższą chwilę. Dla Toma te minuty oczekiwania były istną torturą.
                                                   - Bóg jest miłością, to piękne, że chcesz kochać, ale kogo to już nieważne – słowa ojca bardzo zdziwiły mistrza, bo powinien właśnie go wyrzucić z konfesjonału i kościoła, a ten poparł jego niewinne zakochanie, ale czy jest takie niewinne, jak się wydaje? To już na pewno czas pokaże.
                                                      - Ksiądz popiera moje uczucie?
                                                       - Oczywiście, jeśli nikogo nie krzywdzisz, to oczywiście, że popieram, nikt nie spowiada się z miłości do drugiej osoby.
                                                        - A-ale ta osoba mnie sprowadza na złą stronę – starał się przekonać kapłana do zmiany swojego zdania, o popieraniu homoseksualizmu, kiedy to raczej on sam chciał siebie oszukać, niż księdza. Próbował sam siebie przekonać, że to złe, ale jednocześnie bronił się przed tym, jak przed ogniem piekielnym, mimo tego, że wchodzi do niego cały czas.
                                                          - Trzeba się oprzeć pokusie, albo zmienić osobę, ale na pewno nie bronić się przed miłością, bo z tego więcej szkód będzie niż dobra.
                                                           - Tak ksiądz ma rację, lepiej z nim porozmawiam, o swoich uczuciach prawda? – dopytał, chcąc się upewnić, czy powinien tak zrobić.
                                                            - Masz zupełną rację, czy jeszcze chcesz coś wyznać, przed Bogiem?
                                                            - Nie, proszę księdza – po czym wyszedł z konfesjonału.
           Odetchnął pełną piersią, wreszcie wiedział, co ma teraz robić. Od razu wyszedł z kościoła, zupełnie zapomniał o Alissie, która chyba jeszcze została w kościele. Zadowolony szedł na bosych stopach, w stronę hotelu.

piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział VI ,,Fioletowe tulipany''



Rozdział VI
,,Fioletowe tulipany’’

               Kiedy Bill odsunął się od czarnowłosego warkoczyka, dopiero teraz spojrzeli sobie w oczy. Obydwoje chcieli tego pocałunku, ale bali się go, jak nie wiadomo, czego? Bill odsunął się od mężczyzny na bezpieczną odległość i dopiero z takiej odległości, mógł patrzeć w stronę Toma. Bardzo szanował Mistrza, a to, co zrobił było okropne, w końcu ten pocałunek był przeznaczony, tylko dla diabłów.
                        - Co ty zrobiłeś? – spytał zdziwiony i lekko speszony mistrz. Marzył, żeby coś takiego się stało, ale nie chciał tego zapoczątkować. Bill się odważył, a teraz on chciał go za to ukarać, na krzyczeć na niego? Nie, to nie jest dobry cel, nawet nie chciał specjalnie tego zrobić. Mieszał się, a to nie był dobry znak.
                           - Pocałowałem ciebie, a co? Jest to w twoim świecie zabronione – poza Billa mówiła wszystko. Założone ręce na klatce piersiowej i lekko wystawiona noga do przodu. Całe jego ciało mówiło, że ma zupełnie gdzieś, co myśli o tym pocałunku.
                             - Bill, nie wolno, nie można – warkoczyk był zdenerwowany, zagryzał nerwowo wargę i przyglądał się, jego cichej miłości, która z wielkim uporem chciała go przekonać do dalszej gry, w tą niebezpieczną zabawę, którą właśnie rozpoczęli.
                               - Nie wolno? Na świecie wiele rzeczy nie wolno, powiedz ten twój wielki, zabrania ci kochać? – popchnął chłopaka na ścianę, która znajdowała się, za mistrzem. Zimno kamienia dotknęło rozgrzanej skóry mężczyzny.
                                 - Wolno, ale to grzech, a tego trzeba się wystrzegać – zażarcie bronił swojej wiary i nauk, przez pana dalej.
                                  - Od grzechu nie uciekniesz rozumiesz?
        Tom nie miał siły przekonywać czarnowłosego, po prostu zamilkł i spojrzał na podłogę, która nagle stała się ciekawsza, od wzroku czarnowłosego. Tych pięknych, ciemnych oczów, które były dla Toma jak brama do raju, w której widział uspokojenie, jakiego nie potrafił często otrzymać.
                                    - Można Bill, i ci w tym pomogę – szepnął cicho, ale wyraźnie, że mimo odległości dzielącej dwa ciała, czarnowłosy mógł usłyszeć, co nadawca do niego rzekł.
                                     - Nie potrzebuje twojej pomocy T . . .
Nie dokończył, ponieważ po pokoju rozeszło się pukanie do dębowych drzwi. Kaulitz podszedł do drzwi i je otworzył na oścież. Ciężkie drzwi oderwały się od futryny i przeleciały o 180* i uderzyły o kremową ścianę. Na korytarzu stała zdziwiona Alissa. Ona blondynka, on ciemno włosy, ona niebieskie oczy, on ciemne, ona biel, on czerń, ona grzeczna, on już nie.
                                       - Jest Tom? – spytała speszonym głosem.
                                        - Bill? – do warkoczyka dopiero dotarło, co się dzieje.
Czarnowłosy chwycił drzwi i szybko zamknął za sobą, staną przed dziewczyną, na wąskim korytarzu. Ściany były pokryte pstrokatą tapetą, natomiast na ziemi położono zielonkawą wykładzinę. Mimo tego, że to drogi i często odwiedzany hotel, dzisiaj akurat nikt nie proszony, nie przechadzał się bez celu po korytarzu.
                                          - Czego chcesz? – spytał nieprzyjemnym głosem, a swoje drobne ciało oparł o drzwi od pokoju.
                                            - Ja – zająknęła się, a w tym czasie mistrz odzyskał czucie w nogach i rękach. Podbiegł do drzwi i zaczął w nie walić pięściami. Chciał je otworzyć i chwytał za złotą klamkę popychając rzecz do przodu, ale nie ustępowała.
                                              - Tom chyba, chce wyjść. Mów szybko o co chodzi? – założył ręce na piersi.
                                              - Chce pogadać z Tomem, a nie z tobą – opowiedziała na jednym wdechu.
                                               - No trudno, mów, Tom . .  . – został pchnięty do przodu i wpadł na dziewczynę przewracając ją, Thomas wybiegł z apartamentu i spojrzał na dwójkę osób leżącej na wykładzinie. Jak dzień i noc, słońce i księżyc, róże i stokrotki.
                       Warkocz sapał ze zmęczenia, był tak rozdrażniony, że nie wiedział, co ma dalej zrobić z Billem. Jak ma sobie z nim poradzić, nie potrafił nawet się teraz odezwać, a co dopiero jakieś konsekwencje podjąć.

                                                  - Alissa, czy ta sprawa jest tak ważna, że nie może poczekać? – spytał mistrz swojej podanej, która spojrzała na mężczyznę z pokorą i pokręciła głową. Wtuliła się w ścianę i znowu czuła się jak mała dziewczynka, całe dzieciństwo przedstawiło się przed jej pięknymi niebieskimi oczyma.
                Amelia Maria Sabina David’s córka Adama i Camili David’s pochodziła z dobrej rodziny, bardzo zamężnej. Rodzina nigdy nie miała problemu z pieniędzmi, idealna w swoim mieście na południu Francji.  Rodzice Alissy posiadali winnicę, która bardzo dobrze prosperowała. Co roku produkowała pełno butelek z winem, które zachwycały i żebraków, jak i bogaczy. Sam prezydent zachwalał sobie to wino, a na każdym ważnym posiedzeniu miało swoje honorowe miejsce na stole. Mimo tego, że rodzinna firma od pokoleń prosperowała bardzo dobrze, to ojciec dziewczyny był strasznym cholerykiem, jako najstarsza musiała bardzo podołać wyzwaniu bycia pierworodną. Dwie młodsze siostry dziewczyny, miały zupełnie szczęśliwe dzieciństwo, dostawały czego chciały i mogły marzyć o zostaniu aktorką, albo piosenkarką, natomiast Alissa miała już zaplanowaną całą karierę w przyszłości. Jako ta ,,pierwsza’’ miała zostać właścicielką winnicy i mimo tego, że wcale nie chciała tego robić, musiała podołać temu wyzwaniu. Od najmłodszych lat ojciec kazał jej chodzić za sobą, zapisywać i uczyć się wszystkiego o winie, wyrabianiu go i wszystkich innych profesjach. Jako nastolatka nic więcej się nie zmieniło. Młodsze siostry spędzały czas ze znajomymi, kiedy ona siedziała na różnych spotkaniach, przy boku swojego ojca. Brak swobody tak spowodował, że zaczęła nienawidzić swój kraj, winnice i wszystko, co było z tym związane. Wielki przełom pojawił się, kiedy skończyła już szkołę i nareszcie mogła się wybrać na studia. Tyle przepłakanych dni, żeby ojciec pozwolił jej się wybrać na studia menadżerskie w Stanach, tyle krzyków, tyle próśb, aż wreszcie się zgodził. Pozwolił dziewczynie wyjechać, przez, co też ją stracił. Wyjechała we wrześniu, natomiast w listopadzie, już słuch po niej zaginą i nikt więcej nie zobaczył jej pięknych niebieskich oczu, blond loków i pięknego uśmiechu, ale o tej bajce, może, kiedy indziej?
                                            - To bardzo dobrze, bo muszę porozmawiać z Billem – chwycił chłopaka za rękę i szybko zaczął iść korytarzem. Oszołomioną dziewczynę, zagubioną pozostawił samej sobie, na uciesze jej demonom w umyśle.
                    Mistrz razem z czarnowłosym, który ledwie nadążał za mężczyzną, skręcili w jakiś róg i znaleźli się przed takimi samymi drzwiami jak pokój Billa, ale z zupełnie innym numerem.
                                               - Co ty robisz Bill? Nie rozumiem ciebie, czy ja Cię źle traktuje? – czarnowłosy oparł się o ścianę i spojrzał w dół. Jego ciemne włosy przykryły bladą twarzyczkę, zachował się właśnie, jak dziecko, które coś przeskrobało i liczyło, że jak się czymś zasłoni, to go kara nie dopadnie.
                                                  - Dobrze traktujesz – odpowiedział i się delikatnie uśmiechnął pod nosem. Nawet nie wiedział, czemu ta sytuacja go bawiła.
                                                   - To czemu mi to robisz? Bill spójrz na mnie! – złapał go za ramiona i ścisnął. Kaulitz spojrzał w górę z zapłakanymi oczami. Słone, delikatne łzy leciały po jego policzkach, upadały na pstrokaty dywan i kończyły swój żywot między frędzlami dywanu.
                                                     - Tom, boję się – szepnął, a słone krople nawet na chwile się nie zatrzymały.
                                                      - Bill, co się dzieje? Musisz mi to powiedzieć, żebym mógł ci pomóc – przytulił roztrzęsionego chłopaka do swojego gorącego ciała, które nawet mimo przeżyć nie straciło swojego ciepła.
           Ufnie wtulony Bill przymknął swoje oczy i odetchną z ulgą, będąc tak blisko Toma czuł, że jest bezpieczny, żadne demony nie kuszą tej słabej duszyczki, a dobro bijące od mistrza odpędza te potwory. Przez głowę Kaulitza przeszła myśl, że czuje się przy Thomasie, jak przy mamie, jak by był małym, zagubionym dzieckiem, ale to nie było dalekie od prawdy.
Z oddali przyglądał się im mężczyzna, twarz wykrzywił grymas niezadowolenia. Ten jeden uścisk mógł zniszczyć, cały plan, który właśnie wprowadzał w życie, nie swoje oczywiście, a pewnego czarnowłosego. Dostojny mężczyzna zagryzł wargę i zaczął się intensywnie zastanawiać, przecież jest nadmiernie inteligentny, więc wymyślenie sprytnego planu, powinno mu zająć chwilę, a zastanawiał się tak, jak by co najmniej, całą III wojnę chciał zaplanować.
                                                          - Mistrzu? Mi . . . – blondynka stanęła od razu, jak tylko dojrzała tą chwilę sekretnej czułości. Odeszła do tyłu i skierowała swój wzrok na dywan. Bill od razu odskoczył od Toma, jak by nagle zaczął parzyć. Przytulił się do chłodnej ściany i ze strachem patrzył na Alisse.
                                                            - Alisso, o co chodzi? – spytał warkoczyk i poprawił swoje ubranie, otrzepując je z niewidzialnego kurzu.
                                                            - Ja . . . chciałam . . . – nie wiedziała, co powiedzieć. Ta cała sytuacja była tak dziwna i niesamowicie zakręcona, że nie potrafiła pojąć to swoim umysłem.
Kiedyś była tak blisko swojego mistrza, a teraz czuła jak coraz bardziej się od niego oddala i to za sprawką jednego człowieka. Czuła od Billa samo zło, które chce zniszczyć warkoczyka, uznała go za diabła i wiedziała, że musi rozdzielić go z ciemnowłosym chłopcem. Może Pan ją wybrał do tego? Może właśnie, to ONA, ma ustrzec mężczyznę od jawnego niebezpieczeństwa.
                                                               -  Tom, czy to ważne? – spytał Kaulitz po czym odszedł w inną stronę, podtrzymując się ściany.  Cała energia bardzo szybko z niego uchodziła, wpadał w jakiś amok, nie wiedział, co się dzieje z jego ciałem.
                            Na korytarzu został Mistrz i jego wyznawczyni, jedno i drugie nie wiedziało, o czym ma zacząć rozmowę. Pierwszy raz, nie chcieli spędzać razem czasu, było do dziwne i bardzo niepokojące. Odkąd tylko Alissa pamięta zawsze znajdował się temat, do rozmowy z Tomem, natomiast teraz takowy nie istniał, albo po prostu już zmiana Toma nastąpiła, i właśnie w tedy przyszedł do głowy dziewczyny nowy i niesamowity pomysł o którym nie miała pojęcia, że będzie miała siłę zaproponować, coś takiego swojemu mistrzowi, nie była tego godna.
                                                                   - Może pójdźmy do kościoła . . . się . . . pomodlić? – spytała warkoczyka, który ze zdziwieniem podniósł wzrok i spojrzał na nieśmiałą twarzyczkę dziewczyny. Jej blade policzki, lekko się zarumieniły, a wzrok był jakiś taki nieobecny.
                                                                    - Bardzo chętnie pójdę z tobą się pomodlić – podszedł do niej i otulił ją ramieniem, tak jak by chciał jej podnieść otuchy w tej trudnej chwili.
                                 Natomiast Bill ciężko doszedł do swojego pokoju, z trudem nacisnął klamkę i wszedł do środka. Zataczając się, jak by był pijany, doczłapał się do fotela. Usiadł na miękkim siedzisku i odetchnął z ulgą. Był taki wycieńczony, jak by przebiegł maraton, albo jeszcze więcej, zupełnie opadł z sił, które jeszcze nie tak dawno mu towarzyszyły. W pokoju nic się nie zmieniło, po za tym, że delikatny zapach tulipanów dotarł, do jego nozdrzy. Uniósł głowę i spojrzał na drewniany stolik, na którym stał szklany wazon z tulipanami, ale nietuzinkowymi, pięknymi, o oryginalnym kolorze – fiolecie. Te kwiaty oczarowały, nie tylko oko czarnowłosego. Chwycił za główkę kwiatu i przyłożył do swojego nosa. Poczuł tą woń, która go oczarowała, zahipnotyzowała, ten zapach przywrócił mu siły i poczuł, że jest gotowy.
                                                                     - Bardzo . . . panie . . . jestem gotowy – przytulił do serca kwiat.
                              Trochę dalej, na jednej z gałęzi wielkiego, starego drzewa, siedział mężczyzna, ubrany w czarne spodnie i czarny płaszcz, który sięgał co najmniej za tyłek. Delikatny uśmiech pojawił się na szczupłej, bardzo męskiej twarzy.
                                                                    - Już prawie jaskółeczko – szepnął do siebie i rozpłyną się w powietrzu, tak jak w jednej chwili zwiędły piękne kwiaty, to co jest w jednej chwili piękne, z drugiej może być brzydkie, tak się rozpoczęła historia.   

Ostrzeżenie

Staram się wyłapywać błędy, ale jestem tylko człowiekiem i nie wszystko daję radę poprawić. Ciągle się uczę poprawności językowych, więc proszę o wyrozumiałość.

Jeśli podoba ci się moja twórczość zostaw komentarz. To wiele dla mnie znaczy.

Na blogu występują brutalne sceny, każdego kogo to uraziło, obraziło, czy poczuło się obrzydzonym, przepraszam, ale OGLĄDASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ

Z przyczyń życiowych jestem zmuszona na zamianę nazwy i też zmiany adresu blogu, przepraszam za utrudnienia.

Jeśli chcesz do mnie napisać - > daisywhite997@gmail.com

Zapraszam również na mojego facebooka -> https://www.facebook.com/profile.php?id=100011149688511

Obserwatorzy