Rozdział VI
,,Fioletowe
tulipany’’
Kiedy
Bill odsunął się od czarnowłosego warkoczyka, dopiero teraz spojrzeli sobie w
oczy. Obydwoje chcieli tego pocałunku, ale bali się go, jak nie wiadomo, czego?
Bill odsunął się od mężczyzny na bezpieczną odległość i dopiero z takiej
odległości, mógł patrzeć w stronę Toma. Bardzo szanował Mistrza, a to, co
zrobił było okropne, w końcu ten pocałunek był przeznaczony, tylko dla diabłów.
- Co ty zrobiłeś? –
spytał zdziwiony i lekko speszony mistrz. Marzył, żeby coś takiego się stało,
ale nie chciał tego zapoczątkować. Bill się odważył, a teraz on chciał go za to
ukarać, na krzyczeć na niego? Nie, to nie jest dobry cel, nawet nie chciał
specjalnie tego zrobić. Mieszał się, a to nie był dobry znak.
- Pocałowałem ciebie, a co? Jest to w twoim
świecie zabronione – poza Billa mówiła wszystko. Założone ręce na klatce
piersiowej i lekko wystawiona noga do przodu. Całe jego ciało mówiło, że ma
zupełnie gdzieś, co myśli o tym pocałunku.
- Bill, nie wolno,
nie można – warkoczyk był zdenerwowany, zagryzał nerwowo wargę i przyglądał się,
jego cichej miłości, która z wielkim uporem chciała go przekonać do dalszej
gry, w tą niebezpieczną zabawę, którą właśnie rozpoczęli.
- Nie wolno? Na
świecie wiele rzeczy nie wolno, powiedz ten twój wielki, zabrania ci kochać? –
popchnął chłopaka na ścianę, która znajdowała się, za mistrzem. Zimno kamienia
dotknęło rozgrzanej skóry mężczyzny.
- Wolno, ale
to grzech, a tego trzeba się wystrzegać – zażarcie bronił swojej wiary i nauk,
przez pana dalej.
- Od grzechu
nie uciekniesz rozumiesz?
Tom nie miał siły przekonywać czarnowłosego,
po prostu zamilkł i spojrzał na podłogę, która nagle stała się ciekawsza, od
wzroku czarnowłosego. Tych pięknych, ciemnych oczów, które były dla Toma jak
brama do raju, w której widział uspokojenie, jakiego nie potrafił często
otrzymać.
- Można Bill, i ci w tym pomogę – szepnął cicho, ale wyraźnie, że mimo odległości
dzielącej dwa ciała, czarnowłosy mógł usłyszeć, co nadawca do niego rzekł.
- Nie potrzebuje twojej pomocy T . .
.
Nie
dokończył, ponieważ po pokoju rozeszło się pukanie do dębowych drzwi. Kaulitz
podszedł do drzwi i je otworzył na oścież. Ciężkie drzwi oderwały się od
futryny i przeleciały o 180* i uderzyły o kremową ścianę. Na korytarzu stała
zdziwiona Alissa. Ona blondynka, on
ciemno włosy, ona niebieskie oczy, on ciemne, ona biel, on czerń, ona grzeczna,
on już nie.
- Jest
Tom? – spytała speszonym głosem.
- Bill?
– do warkoczyka dopiero dotarło, co się dzieje.
Czarnowłosy
chwycił drzwi i szybko zamknął za sobą, staną przed dziewczyną, na wąskim
korytarzu. Ściany były pokryte pstrokatą tapetą, natomiast na ziemi położono
zielonkawą wykładzinę. Mimo tego, że to drogi i często odwiedzany hotel,
dzisiaj akurat nikt nie proszony, nie przechadzał się bez celu po korytarzu.
-
Czego chcesz? – spytał nieprzyjemnym głosem, a swoje drobne ciało oparł o drzwi
od pokoju.
-
Ja – zająknęła się, a w tym czasie mistrz odzyskał czucie w nogach i rękach.
Podbiegł do drzwi i zaczął w nie walić pięściami. Chciał je otworzyć i chwytał
za złotą klamkę popychając rzecz do przodu, ale nie ustępowała.
-
Tom chyba, chce wyjść. Mów szybko o co chodzi? – założył ręce na piersi.
-
Chce pogadać z Tomem, a nie z tobą – opowiedziała na jednym wdechu.
- No trudno, mów, Tom . . . –
został pchnięty do przodu i wpadł na dziewczynę przewracając ją,
Thomas wybiegł z apartamentu i spojrzał na dwójkę osób leżącej na wykładzinie.
Jak dzień i noc, słońce i księżyc, róże i stokrotki.
Warkocz sapał ze zmęczenia, był
tak rozdrażniony, że nie wiedział, co ma dalej zrobić z Billem. Jak ma sobie z
nim poradzić, nie potrafił nawet się teraz odezwać, a co dopiero jakieś
konsekwencje podjąć.
- Alissa, czy ta sprawa jest tak ważna, że nie może poczekać? – spytał
mistrz swojej podanej, która spojrzała na mężczyznę z pokorą i pokręciła głową.
Wtuliła się w ścianę i znowu czuła się jak mała dziewczynka, całe dzieciństwo
przedstawiło się przed jej pięknymi niebieskimi oczyma.
Amelia Maria Sabina David’s
córka Adama i Camili David’s pochodziła z dobrej rodziny, bardzo zamężnej.
Rodzina nigdy nie miała problemu z pieniędzmi, idealna w swoim mieście na
południu Francji. Rodzice Alissy
posiadali winnicę, która bardzo dobrze prosperowała. Co roku produkowała
pełno butelek z winem, które zachwycały i żebraków, jak i bogaczy. Sam
prezydent zachwalał sobie to wino, a na każdym ważnym posiedzeniu miało swoje
honorowe miejsce na stole. Mimo tego, że rodzinna firma od pokoleń prosperowała
bardzo dobrze, to ojciec dziewczyny był strasznym cholerykiem, jako najstarsza
musiała bardzo podołać wyzwaniu bycia pierworodną. Dwie młodsze siostry dziewczyny, miały zupełnie szczęśliwe dzieciństwo, dostawały czego chciały i
mogły marzyć o zostaniu aktorką, albo piosenkarką, natomiast Alissa miała już
zaplanowaną całą karierę w przyszłości. Jako ta ,,pierwsza’’ miała zostać
właścicielką winnicy i mimo tego, że wcale nie chciała tego robić, musiała
podołać temu wyzwaniu. Od najmłodszych lat ojciec kazał jej chodzić za sobą,
zapisywać i uczyć się wszystkiego o winie, wyrabianiu go i wszystkich innych
profesjach. Jako nastolatka nic więcej się nie zmieniło. Młodsze siostry
spędzały czas ze znajomymi, kiedy ona siedziała na różnych spotkaniach, przy
boku swojego ojca. Brak swobody tak spowodował, że zaczęła nienawidzić swój
kraj, winnice i wszystko, co było z tym związane. Wielki przełom pojawił się,
kiedy skończyła już szkołę i nareszcie mogła się wybrać na studia. Tyle
przepłakanych dni, żeby ojciec pozwolił jej się wybrać na studia menadżerskie w
Stanach, tyle krzyków, tyle próśb, aż wreszcie się zgodził. Pozwolił
dziewczynie wyjechać, przez, co też ją stracił. Wyjechała we wrześniu,
natomiast w listopadzie, już słuch po niej zaginą i nikt więcej nie zobaczył jej
pięknych niebieskich oczu, blond loków i pięknego uśmiechu, ale o tej bajce,
może, kiedy indziej?
- To bardzo dobrze, bo muszę porozmawiać z Billem – chwycił
chłopaka za rękę i szybko zaczął iść korytarzem. Oszołomioną dziewczynę,
zagubioną pozostawił samej sobie, na uciesze jej demonom w umyśle.
Mistrz razem z
czarnowłosym, który ledwie nadążał za mężczyzną, skręcili w jakiś róg i
znaleźli się przed takimi samymi drzwiami jak pokój Billa, ale z zupełnie innym
numerem.
- Co ty robisz Bill? Nie rozumiem ciebie, czy ja Cię źle traktuje? –
czarnowłosy oparł się o ścianę i spojrzał w dół. Jego ciemne włosy przykryły
bladą twarzyczkę, zachował się właśnie, jak dziecko, które coś przeskrobało i
liczyło, że jak się czymś zasłoni, to go kara nie dopadnie.
- Dobrze traktujesz – odpowiedział i się delikatnie uśmiechnął pod
nosem. Nawet nie wiedział, czemu ta sytuacja go bawiła.
- To czemu mi to robisz? Bill spójrz na mnie! – złapał go za ramiona i
ścisnął. Kaulitz spojrzał w górę z zapłakanymi oczami. Słone, delikatne łzy
leciały po jego policzkach, upadały na pstrokaty dywan i kończyły swój żywot
między frędzlami dywanu.
- Tom, boję się – szepnął, a słone krople nawet na chwile się nie
zatrzymały.
- Bill, co się dzieje? Musisz mi to
powiedzieć, żebym mógł ci pomóc – przytulił roztrzęsionego chłopaka do swojego
gorącego ciała, które nawet mimo przeżyć nie straciło swojego ciepła.
Ufnie wtulony Bill przymknął swoje
oczy i odetchną z ulgą, będąc tak blisko Toma czuł, że jest bezpieczny, żadne
demony nie kuszą tej słabej duszyczki, a dobro bijące od mistrza odpędza te potwory. Przez głowę Kaulitza przeszła myśl, że czuje się przy Thomasie, jak
przy mamie, jak by był małym, zagubionym dzieckiem, ale to nie było dalekie od
prawdy.
Z
oddali przyglądał się im mężczyzna, twarz wykrzywił grymas niezadowolenia. Ten
jeden uścisk mógł zniszczyć, cały plan, który właśnie wprowadzał w życie, nie
swoje oczywiście, a pewnego czarnowłosego. Dostojny mężczyzna zagryzł wargę i
zaczął się intensywnie zastanawiać, przecież jest nadmiernie inteligentny, więc
wymyślenie sprytnego planu, powinno mu zająć chwilę, a zastanawiał się tak, jak by
co najmniej, całą III wojnę chciał zaplanować.
- Mistrzu? Mi . .
. – blondynka stanęła od razu, jak tylko dojrzała tą chwilę sekretnej czułości.
Odeszła do tyłu i skierowała swój wzrok na dywan. Bill od razu odskoczył od
Toma, jak by nagle zaczął parzyć. Przytulił się do chłodnej ściany i ze
strachem patrzył na Alisse.
- Alisso, o co chodzi? – spytał warkoczyk i poprawił swoje ubranie,
otrzepując je z niewidzialnego kurzu.
- Ja . . . chciałam . . . –
nie wiedziała, co powiedzieć. Ta cała sytuacja była tak dziwna i niesamowicie
zakręcona, że nie potrafiła pojąć to swoim umysłem.
Kiedyś
była tak blisko swojego mistrza, a teraz czuła jak coraz bardziej się od niego
oddala i to za sprawką jednego człowieka. Czuła od Billa samo zło, które chce
zniszczyć warkoczyka, uznała go za diabła i wiedziała, że musi rozdzielić go z
ciemnowłosym chłopcem. Może Pan ją wybrał do tego? Może właśnie, to ONA, ma
ustrzec mężczyznę od jawnego niebezpieczeństwa.
- Tom, czy to ważne? – spytał
Kaulitz po czym odszedł w inną stronę, podtrzymując się ściany. Cała energia bardzo szybko z niego uchodziła,
wpadał w jakiś amok, nie wiedział, co się dzieje z jego ciałem.
Na korytarzu został
Mistrz i jego wyznawczyni, jedno i drugie nie wiedziało, o czym ma zacząć
rozmowę. Pierwszy raz, nie chcieli spędzać razem czasu, było do dziwne i bardzo
niepokojące. Odkąd tylko Alissa pamięta zawsze znajdował się temat, do rozmowy
z Tomem, natomiast teraz takowy nie istniał, albo po prostu już zmiana Toma nastąpiła,
i właśnie w tedy przyszedł do głowy dziewczyny nowy i niesamowity pomysł o
którym nie miała pojęcia, że będzie miała siłę zaproponować, coś takiego
swojemu mistrzowi, nie była tego godna.
-
Może pójdźmy do kościoła . . . się . . . pomodlić? – spytała warkoczyka, który
ze zdziwieniem podniósł wzrok i spojrzał na nieśmiałą twarzyczkę dziewczyny. Jej
blade policzki, lekko się zarumieniły, a wzrok był jakiś taki nieobecny.
- Bardzo chętnie pójdę z tobą się pomodlić – podszedł do niej i otulił
ją ramieniem, tak jak by chciał jej podnieść otuchy w tej trudnej chwili.
Natomiast Bill
ciężko doszedł do swojego pokoju, z trudem nacisnął klamkę i wszedł do środka.
Zataczając się, jak by był pijany, doczłapał się do fotela. Usiadł na miękkim
siedzisku i odetchnął z ulgą. Był taki wycieńczony, jak by przebiegł maraton,
albo jeszcze więcej, zupełnie opadł z sił, które jeszcze nie tak dawno mu
towarzyszyły. W pokoju nic się nie zmieniło, po za tym, że delikatny zapach tulipanów
dotarł, do jego nozdrzy. Uniósł głowę i spojrzał na drewniany stolik, na którym
stał szklany wazon z tulipanami, ale nietuzinkowymi, pięknymi, o oryginalnym
kolorze – fiolecie. Te kwiaty oczarowały, nie tylko oko czarnowłosego. Chwycił
za główkę kwiatu i przyłożył do swojego nosa. Poczuł tą woń, która go
oczarowała, zahipnotyzowała, ten zapach przywrócił mu siły i poczuł, że jest
gotowy.
- Bardzo . . . panie . . . jestem gotowy –
przytulił do serca kwiat.
Trochę dalej, na
jednej z gałęzi wielkiego, starego drzewa, siedział mężczyzna, ubrany w czarne
spodnie i czarny płaszcz, który sięgał co najmniej za tyłek. Delikatny uśmiech
pojawił się na szczupłej, bardzo męskiej twarzy.
-
Już prawie jaskółeczko – szepnął do siebie i rozpłyną się w powietrzu,
tak jak w jednej chwili zwiędły piękne kwiaty, to co jest w jednej chwili piękne,
z drugiej może być brzydkie, tak się rozpoczęła historia.
Kiedy Bill odsunął się od czarnowłosego warkoczyka, dopiero teraz spojrzeli sobie w oczy. Obydwoje chcieli tego pocałunku, ale bali się go, jak nie wiadomo, czego?
OdpowiedzUsuń(To Bill całował się z warkoczem? Poza tym czarnowłosy sam sobie przeczy dalszej części zdania, bo warkocz logicznie mówi, że włosy zostały spięte w misternie upleciony twór. Tak zwany warkocz. Druga sprawa; jeżeli mówisz, że bali się tego pocałunku, to po co dodawać aż dwa niepotrzebne przecinki i znak zapytania zamiast zwykłej, oznajmującej kropki? Nie ma tu żadnego pytania retorycznego, nie zwracasz się do czytelnika, aby pobudzić jego wyobraźnię. Opowiadasz. Już lepiej brzmiałby wykrzyknik, pokazując jak poważna jest sprawa)
Bill odsunął się od mężczyzny, na bezpieczną odległość i dopiero z takiej odległości, mógł patrzeć w stronę Toma. Bardzo szanował Mistrza, a to, co zrobił było okropne, w końcu ten pocałunek był przeznaczony, tylko dla diabłów.
(Bez przecinka między „mężczyzny” a „na”.
Odległość – powtórzenie w przestrzeni ledwie kilku słów.
Między „przeznaczony” a „tylko” – przecinek niepotrzebny.)
- Co ty zrobiłeś? – spytał zdziwiony i lekko speszony mistrz. Marzył, żeby coś takiego się stało, ale nie chciał tego zapoczątkować. Bill się odważył, a teraz on chciał go za to ukarać, na krzyczeć na niego? Nie, to nie jest dobry cel, nawet nie chciał specjalnie tego zrobić. Mieszał się, a to nie był dobry znak.
(Nakrzyczeć.
Mieszał się jak zaprawa murarska w betoniarce? Jak już, to zmieszał).
- Pocałowałem ciebie, a co? Jest to w twoim świecie zabronione – poza Billa mówiła wszystko. Założone ręce na klatce piersiowej i lekko wystawiona noga do przodu. Całe jego ciało mówiło, że ma zupełnie gdzieś, co myśli o tym pocałunku.
(Pocałowałem cię. Niepotrzebne w zwykły dialog wkręcasz zwroty tak wyniosłe, jakby Bill nie zwracał się do Toma, a całował Jezusa po stopach. To ma być realne, a nie – odrealnione i śmieszne w wymowie. I znowu, za dużo przecinków, źle sklecona konstrukcja zdania, która aż kole w oczy)
- Bill, nie wolno, nie można – warkoczyk był zdenerwowany, zagryzał nerwowo wargę i przyglądał się jego cichej miłości, która z wielkim uporem chciała go przekonać do dalszej gry, w tą grę, którą właśnie rozpoczęli.
(Warkoczyk… Boże, czuję się jakbym czytała dzieci z Bullerbyn. Poza tym, skoro jest to ksywa jednego z bohaterów, powinnaś napisać ją z dużej litery. W innym razie wygląda to tak, jakby warkocz podniósł się z ziemi zwabiony dźwiękami fletu niczym kobra, żeby pląsać w powietrzu jak glony w morskiej toni.
Skoro „do dalszej gry”, to późniejsze powtórzenie powinno być zastąpione choćby słowem „zabawa”)
- Nie wolno? Na świecie wiele rzeczy nie wolno, powiedz ten twój wielki, zabrania ci kochać? – popchnął warkocza na ścianę, która znajdowała się, za mistrzem. Zimno kamienia dotknęło rozgrzanej skóry mężczyzny.
(???...)
(…)
Tom nie miał siły przekonywać czarnowłosego, po prostu zamilkł i spojrzał na podłogę, która nagle stała się ciekawsza, od wzroku czarnowłosego. Tych pięknych, ciemnych oczów, które były dla Toma jak brama do raju, w której widział uspokojenie, jakiego nie potrafił często otrzymać.
Już nie mam siły, ale z tych OCZÓW tak się zaśmiałam, że aż charknęłam na cały dom. Proponuję poczytać trochę o odmianie słów w języku polskim, poduczyć się poprawnej budowy zdań, pisania „nie” z rzeczownikami/czasownikami/przymiotnikami i dopiero zabierać się za publikowanie własnej twórczości.
Miałam nadzieję przeczytać coś dobrego, przeczytałam kawałek czegoś, co wykrwawiło mi oczy i przyprawiło o pisarski ból tyłka. Co do fabuły się nie wypowiem, bo nie dam rady przeczytać całości przez rażące błędy różnego kalibru. Tak, jak przecinki można zignorować, niektórych grzechów po prostu się nie wybacza.
Odcinek nie sprawdzany, nie pisałam 2 miesiące i wiem o tym, że są błędy, mam zamiar sprawdzić i dokładnie przeanalizować błędy na spokojnie na dniach, długo już nic nie dodawałam, nie musisz pluć jadem, jeśli komuś coś nie idzie, mam teraz ciężko, jeśli ci przeszkadza czytanie, to nie wypisuj tego wszystkiego, bo jestem tego świadoma anonimie, szukam bety i naprawdę twoja wypowiedź jest zbędna, to czysty hejt, a tego nie uznaję, pozdrawiam, mam nadzieje, że to, co ci w życiu nie wychodzi może wyjdzie. Pozdrawiam
UsuńAutorka
A mi się bardzo podobało i wyczekiwałam na tą część. Intryguje mnie Bill, ta walka dobra ze złem, jak to się potoczy. To dopiero szósty rozdział, a ja już wymyślam scenariusze zakończenia! Szkoda tylko, że same czarne...
OdpowiedzUsuńI rzeczywiście jest sporo rażących błędów, ale to wyjaśniłaś powyżej. Mam nadzieję, że uda ci się znaleźć betę oraz, że druga część będzie nieco szybciej niż kolejne dwa miesiące.
Ściskam,
An
Dziękuję za tak piękny komentarz, to dla mnie wiele znaczy, naprawdę ;D Poprawia mi to nastrój w ciężkim okresie jaki właśnie mam, musze nadrobić zaległości wiem i lepiej się postarać dla czytelników. Też mam nadzieje, że siódemka wyjdzie szybciej :D ale cierpliwości, akcja leci swoim tempem, poczekaj na drugi tom, tam to dopiero nie będziesz mogła spać po nocach :)
UsuńPozdrawiam
Autorka
Życzę powodzenia w pisaniu. :) Alej ej, zapomniałam, że przecież na pierwszym tomie się nie skończy! A to oznacza, że póki co mogę mieć pewność, że nie uśmiercisz chłopaków. No chyba, że będzie jakieś zmartwychwstanie. Co w sumie może okazać się prawdą, hmm...?
UsuńPod spodem napisałaś coś o ważnym fakcie - stawiam, że Bill zostanie opętany. Albo coś się stanie Alissie. A może to moje pragnienie? Wkurzyła mnie swoim pojawieniem się w takim momencie. I zabraniem Toma do kościoła, bo on nie potrzebuje modlitwy, lecz Billa.
Dopiero teraz odczytałam twoją odpowiedź, jejku...
Pozdrawiam,
An
WOW nie źle. Jezu, ale to jest dziwne. Sorry nie mogę znaleść innego określenia. Ta historia jest tak zagmatwana i wciągająca, że się w głowie nie mieści. Tak piszesz jakbyś pisała słowo Boże, czy też Biblie. Jak zaczęłam to czytać wczoraj to był dla mnie wielki szok twincest z chrześcijaństwem? O Bogu? Krucjacie? Misji bożej?O świecie, gdzie walczą demony i anioły i są diabły i nasz kochany Billy jest upadłym aniołem? Tak go widzę. Taki upadły anioł który chce się wznieść, a Tom mu w tym pomoże, a później spalą się w ogniu swej namiętność... No w każdym razie opowiadanie jest prze :D czekam na następny rozdział ^^ Kiedy będzie?????
OdpowiedzUsuńWierzę w ciebie i to opowiadanie ;)
Buziaki,:*
Azusa <3
Bardzo dziękuje to bardzo wspierające, że mam dla kogo pisać i się rozwijać. Oh nic nie podpowiadam, wasze domysły są świetne <3 ale to wszystko z czasem będzie się wyjaśniać, na początku jest trudno, ale później się wszystko sprostuje.Kurcze, czy ktoś zauważył najważniejszy fakt? Czekam, aż się domyślicie, ale jak widać, jest ciężko, ale może to nawet lepiej, będziecie mieć większą przyjemność z poznawania historii. Pozdrawiam
UsuńPS. nie wiem, kiedy będzie odcinek, ale przewiduje go za pewne albo pod koniec czerwca, albo na początku lipca, jeszcze nie wiem, ale na pewno nie chce was trzymać w niepewności dwa miesiące, ale też nie mogę niczego obiecać.
buziak
Autorka