sobota, 2 stycznia 2016

Prolog ,,Panie, módl się za nasze dusze.''


     ,,Niby tak przypadkiem, niby tak delikatnie, niby nie chce’’

Prolog
Panie, módl się za nasze dusze.
                        Restauracja na obrzeżach Palo Alto. W hrabstwie Santa Clara, na południowym wybrzeżu zatoki San Francisco w stanie Kalifornia. Była to mała, przydrożna restauracja, która raczej była przede wszystkim skierowana do ciężko pracujących mężczyzn, którzy godzinami siedzieli w zamkniętym miejscu i jeździli w różnych porach dnia i roku. W tej knajpce można było na pewno zjeść dobrze, dużo i smacznie, a to było najważniejsze. Do takiej knajpki zawitali bardzo dziwni ludzie. Bo od rana do wieczora przesiadywali tutaj grubi, obleśni faceci, a nagle do środka weszli młodzi, delikatni, świeży i czyści ludzie. Dobrze zbudowani mężczyźni i delikatne kobiety. Widać było, że przewodził nimi postawny młodzieniec. Włosy splecione w warkoczyki afrykańskie, twarz męska, z ostrymi rysami, ciało wyrzeźbione, bez najmniejszej skazy. Na ramionach miał tylko ubraną skórzaną kurtkę, która idealnie podkreślała jego wyrzeźbione ramiona. Czarne, luźniejsze spodnie, z zawiązanym białym szalem wokół pasa. Dwie dziewczyny usiadły przy nim. Blond włosa, która miała wianek na swojej głowie i ubrana była w białą sukienkę. Druga to brunetka o krótszych włosach, ubrana delikatnie i zwyczajnie jak na zwykłą nastolatkę przystawało. Naprzeciwko ich przywódcy usiadł brunet, ubrany cały na biało, szeroko uśmiechnięty. Tak jak by na świecie nie było wojen, a życie to była ciągła Nirvana. Obok niego siedział chłopak w okularach, również ubrany zwyczajnie, a na samej krawędzi usiadł brunet w dużych goglach. Ubrany w czarne spodnie, zwykłą, czarną bluzkę i koszulę w kratę, niechlujnie rozpiętą.
                           Stojący za ladą chłopak, który wyglądem szybciej przypominał, naprawdę piękną dziewczynę od razu się wyprostował, wziął sześć kart dań i podszedł z wdziękiem do stolika. Ubrany był tak, jak wymagali od niego goście. Obcisłe spodnie, podkreślające jego zgrabne pośladki, obcisła bluzka i dopasowana marynarka. Mocny makijaż, tak jak by miał zaraz wyjść i pójść na całą nocną imprezę. Czarne włosy, zaczesane do tyłu, które swobodnie opadały na jego chude ramiona. Lekko się pochylił i podał każdemu z klientów kartę.
                                        - Jak, będą, państwo gotowi, proszę mnie zawołać – odpowiedział i już chciał się odwrócić i od nich odejść, ale zatrzymały go słowa jednego z klientów.
                                         - Taki strój wymaga od pani właściciel tego baru? – zapytał mężczyzna ubrany cały na biało, a jedynym innym kolorem były jego włosy o kolorze kasztanu.
                                          - Przepraszam, ale nie wolno mi rozmawiać, na ten temat z klientami – odpowiedział, tak jak należy i znowu chciał od nich odejść, ale znowu zatrzymały go słowa jakieś osoby. Odwrócił się i spojrzał na blondynkę o słodkiej buzi.
                                            - Ktoś ciebie do tego przymusza? – spytała i chwyciła kelnera za rękę – Nam możesz powiedzieć wszystko, nie jesteś sama – Mówiła tak przejętym głosem, jak by co najmniej dowiedziała się, że zabili mu rodziców i nie ma gdzie mieszkać.
                                              - Po pierwsze, jest to dobre miejsce, dobrze płacą i szef jest miły, a po drugie to jestem mężczyzną – wyszarpał rękę z jej uścisku i zachwiał się na pewno, gdyby nie szpilki, utrzymałby równowagę, ale podłoga jest śliska, a wysokie szpilki, na platformie, bardzo niestabilne. Upadł na stolik za sobą i zleciał razem z niestabilnym meblem. Narobił tym, okropnie dużo hałasu i zwrócił tym samym uwagę wszystkich gości.
          Wszyscy poza mężczyzną uczesanym w afrykańskie warkoczyki wstali i pomagali podnieść się kelnerowi.
                                                  - Przepraszam cię, mam nadzieje, że nic ci się nie stało, a jak coś ci się stało, ja sobie tego nie wybaczę! – histeryzowała dziewczyna.
                                                   - Wody, przynieście mu wody! – powiedział chłopak w okularach, a jakiś z gości poszedł za ladę po dzbanek z wodą i kubek.
             Chłopaka posadzili naprzeciwko jedynej osoby, która nie zainteresowała się stanem kelnera. Siedział z rękoma na blacie i z rąk zrobił tak zwany daszek, trzymając go przy ustach.
                                                     - Powinniśmy go zabrać do lekarza, mógł zrobić sobie coś w głowę – rzekł ten sam chłopak, który jeszcze przed chwilą krzyczał, żeby ktoś przyniósł wodę.
                                                      - Na pewno nic mu nie jest – rzekł jakiś z klientów.
                                                      - Lekko go zamroczyło i wielkie hallo, ja się ciągle wywalam.
                                                      - Halk, to, że jesteś sierotą, nic nie znaczy, a do tego ty jesteś strasznym grubasem i jak upadniesz, nic się nie stanie, bo tłuszcz zamortyzuje upadek, a to jest prawdziwa chudzina – rzekł jakiś inny z tirowców.
                                                        - Kogo nazywasz grubasem, co wieprzu?! – krzyknął gruby facet, który jak da się wywnioskować z rozmowy nazywa się Halk, i właśnie chce wciąć bójkę.
                     Kiedy całe zgromadzenie zawzięcie dyskutowało o ratowaniu życia chłopaka, reanimacji, ustach-ustach, sam zainteresowany czuł się bardzo dziwnie. Było mu niezwykle gorąco, wpadał w jakąś euforię. To, co bolało, go przed chwilą nagle przestawało. Odczuwał taki wewnętrzny spokój i radość. Nie rozumiał tych wszystkich uczuć, które nagle się pojawiły. Tak zupełnie znikąd.
                                                        - Zamknijcie się durnie! – krzyknął nagle jeden z tej dziwnej bandy – Nasz mistrz modli się za niego – cała zgraja upadła na kolana i zaczęła również się modlić razem z mistrzem. Klienci byli w szoku, a osoba, za którą się modlili, poczuła, się jak by zaczęła latać.
             Słyszała tylko jednej, jedyny głos, który wyraźnie jemu mówił ,,Nie bój się’’. Powtarzał te słowa, ale z każdym kolejnym słówkiem chłopak się wycofywał i zaczął spadać. Jak dotąd latał, tak teraz zaczął spadać. Głos znikąd ponownie się odezwał ,,Zacząłeś się bać, nie jesteś jeszcze gotowy’’. I wszystko się rozsypało jak domek z kart. Jak puzzle, które idealnie wszystkie pasowały do siebie, ale nagle grę trzeba było przerwać i schować elementy do pudełka, tym samym rozwalając je.
             Kelner nagle się przebudził i w szoku popatrzył na mężczyznę przed sobą. Ludzie, którzy z nim przyszli wstali z klęczek i zaczęli bić mu brawa. Czarnowłosy chłopak, od razu się poderwał i uciekł z tego zgromadzenia. Zamknął się w łazience i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Czuł się dziwnie, a przez jego ciało przechodził dziwny prąd. Powtarzał sobie, że na pewno to ze stresu.
             Po pewnym czasie uspokoił się i wyszedł z ciasnego pomieszczenia. Poprawił swój strój i włosy, i opuścił pomieszczenie. Spojrzał po Sali i zdał sobie sprawę, że wszystko wróciło do normy. Klienci jedli, jak by nigdy nic się nie zdarzyło, a szóstka osób siedziała przy tym samym stoliku. Ich ,,mistrz’’ nie ruszył się nawet na krok. Tym razem rozmawiali zawzięcie między sobą. Chłopak wziął notatki i ołówek i podszedł do stolika.
                                  - Chcą państwo już zamówić? – spytał, a wszyscy zgodnie pokiwali głową.
                                - Więc będzie numer 3, 4, 5, dwa razy 2 i mistrzu, co dla ciebie? – spytała krótko ścięta brunetka.
                                    - Ja podziękuje, nie jestem głodny – odpowiedział i dopiero teraz oderwał się od patrzenia w stół i spojrzał z ciepłym uśmiechem na kelnera – Uważaj na siebie Bill – powiedział, po czym wstał i wyszedł z restauracji.
                                       - Mistrzu! – Blondynka chciała za nim pobiec, ale druga dziewczyna, ją zatrzymała.
                                         - Daj mistrzowi czas, pewnie chce pomyśleć w spokoju, wróci po nas, na pewno – opowiedziała i usiadła znowu przy stoliku z dziewczyną.
                  Chłopak był zszokowany. Nikomu nie podawał swojego imienia i do tego nie miał plakietki z imieniem. Spojrzał na ludzi z wymalowanym zakłopotaniem na twarzy.
                                          - Wasz mistrz . . . Powiedział do mnie, po imieniu – był w takim szoku, że nie wiedział, co ma robić – Nikt, nie zna mojego imienia – Dodał, po chwili.
                                           - Nasz mistrz potrafi więcej niesamowitych rzeczy – rzekł do chłopaka brunet.
                                           - Nie wątpię – odpowiedział i odszedł w stronę lady, żeby dać przez okienko kucharzowi jedzenie.
          Nie wiadomo dlaczego, ale chłopak cały czas czekał, na pojawienie się mistrza, ale on się nie pojawił. Ani, kiedy podał dania. Ani, kiedy jego ludzie jedli, ani wtedy, kiedy wychodzi. Ani, kiedy wyszli. Bill wiedział, że już na pewno nie spotka, więcej tego człowieka. Był zbyt magiczny, żeby wracał do tego chlewu jeszcze raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostrzeżenie

Staram się wyłapywać błędy, ale jestem tylko człowiekiem i nie wszystko daję radę poprawić. Ciągle się uczę poprawności językowych, więc proszę o wyrozumiałość.

Jeśli podoba ci się moja twórczość zostaw komentarz. To wiele dla mnie znaczy.

Na blogu występują brutalne sceny, każdego kogo to uraziło, obraziło, czy poczuło się obrzydzonym, przepraszam, ale OGLĄDASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ

Z przyczyń życiowych jestem zmuszona na zamianę nazwy i też zmiany adresu blogu, przepraszam za utrudnienia.

Jeśli chcesz do mnie napisać - > daisywhite997@gmail.com

Zapraszam również na mojego facebooka -> https://www.facebook.com/profile.php?id=100011149688511

Obserwatorzy