sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział II ,,Przeznaczeniu, nie uciekniesz Bill''


Rozdział II
,, Przeznaczeniu, nie uciekniesz Bill’’

                    Ranek nastał bardzo szybko. Ledwie, co Bill zmrużył swoje piękne oczy, a już po chwili musiał je otworzyć, żeby wstać na śniadanie. Usiadł na łóżku i przetarł swoimi gładkimi dłońmi twarz, po czym poczuł zapach, świeżej kawy. Spojrzał na drewniany stół, który teraz był zakryty białym obrusem, na środku stał wazon z bukietem krwistoczerwonych róż, koszyk ze świeżymi bułkami, dzbanek z mlekiem, słoik z owsianymi płatkami, dżemy, miody i inne słodkości, na które widok Billowi od razu zaburczało w brzuchu. Od razu zerwał się ze swojego ciepłego łoża i spojrzał na jedzenie. Szukał jakieś karteczki, bo na pewno nie było to śniadanie z tego motelu. Tutaj, na pewno by dostał do jedzenia parówkę z wody, a jak by się ładnie uśmiechnął, to może z keczupem. To, co miał natomiast na stole, wyglądało jak śniadanie z pięciogwiazdkowej restauracji. Przyglądał się uważnie wszystkiemu, zaciekawiony, czy się nie otruje.
                                     - Nie martw się, nie są zatrute – Usłyszał głos z balkonu. Zupełnie, zapomniał, go zamknąć na noc. Oparty o barierkę stał, nie kto inny jak Tom. Ubrany był tym razem cieplej. Szary T-shire, białą marynarkę, i białe, luźne spodnie. Patrzył z cwanym uśmieszkiem na chłopaka. 
                                       - Ty je tutaj przyniosłeś? – spytał chłopak, nie chciał nic od niego brać, ale był bardzo głodny, a to jedzenie wyglądało bardzo dobrze.
                                        - Tak, siadaj, chciałem, żebyś zjadł ze mną śniadanie – Oderwał swoje ciało od barierki, i podszedł do stołu. Dopiero, jak się zbliżył, Bill zauważył, że był zupełnie bosy, ale chyba Tomowi to nie przeszkadzało.
                                          - Poczekaj, na mnie chwilę, tylko się ubiorę – Wziął swoje rzeczy z krzesła i poszedł do łazienki. Ubrał się w swoje obcisłe dżinsy, bluzkę, na długim rękawie i na szybko przygotował swój makijaż. Uczesał i lekko podtapirował włosy, po czym spryskał siebie swoimi ulubionymi perfumami. Wyszedł z łazienki i uśmiechnął się do mężczyzny.
                                         - Proszę, siadaj – Sam wyprostował się i spojrzał na chłopaka. Zlustrował jego wygląd. Od razu mu się oczy zaświeciły, bo pierwszy raz widział, tak bardzo przylegający strój do kogoś, ale nie potępiał tego. Podobało, mu się to, i to bardzo. Jeszcze bardziej zapragnął, poznać tego chłopca. Nie tylko jego duszę, ale i więcej.
                                                 - Jak udało ci się przenieść to jedzenie przez balkon? – spytał i usiadł naprzeciw mężczyźnie. Wziął dzbanek z mlekiem i nalał sobie mleka do miski, po czym nasypał do niej płatków.
                                                   - Mam klucze do twojego pokoju – Odparł spokojnie, biorąc dla siebie bułkę, po czym ją zaczął przecinać, na dwie części.
                                                    - Jak to masz klucze?! – spytał, prawie wypluł zawartość swojej buzi. Był ciekawy, jak zdobył ten cenny przedmiot.
                                                      - Poszedłem do Pani i powiedziałem, że osoba, która przyszła wieczorem, jest ode mnie, i chciałbym do niej klucze – Zachowywał się tak, jak by zrobił najnormalniejszą rzecz na świecie, a chłopak bezsensu się dziwi.
                                                         - Ale, przecież nie mogła ci dać bez mojej zgody – Był tak zszokowany, że nawet zapomniał o tym, jaki był głodny.
                                                           - Mówiłem jej, że późnym wieczorem przyjdziesz i że będę chciał rano od niej klucz – Posmarował sobie bułkę dżemem i zaczął ją ze smakiem jeść.
                                                             - Skąd to wszystko wiesz? Wczoraj tak zupełnie zniknąłeś, wiedziałeś, że się pojawie, akurat w tym hotelu, i wiedziałeś, że jestem głodny – Odpowiedział, był w tak wielkim szoku, że nie wiedział, co ma zrobić.
                                                                - Jedz, bo ci wystygnie mleko – Tom jadł w najlepsze, i sprytnie zmieniał tematy, kiedy zaczynały być, dla niego niewygodne.
                         Czarnowłosy, słusznie zaczął jeść swoje śniadanie. Już więcej, nie dopytywał Toma, o wczoraj. To było według warkoczyka, najlepsze rozwiązanie. Wiedział, że chłopak jest mądry, ale nie zrozumie tego, jeszcze nie. Musiał cierpliwie czekać, za nim wejdzie z nim na głębsze tematy. Teraz musiał go przygotować.  
                            Jedli spokojnie, od czasu do czasu spoglądając na siebie. Każdy z nich miał zupełnie odmienne myśli, związane z tym drugim. Bill widział wyraźne podobieństwo, z tym mężczyzną, natomiast Tom spoglądał na Billa z podziwem, przekonaniem, i bardzo, ale to bardzo grzeszył z nim w myślach. Przed oczami już miał, jak leżą razem w łóżku . . .

                           . . . Byli akurat na tropikalnej wyspie. W drewnianym domu, z dużym tarasem. Przez taras mieli dwa kroki, i już byli na plaży, z wodą tak krystaliczną, że mogli zobaczyć dno. Oni natomiast, w ogóle się nie interesowali wodą, słońcem, piaskiem. Leżeli nadzy na małżeńskim łóżku, wśród białej pościeli, która przykrywała tylko trochę ich ciała. Wtuleni w siebie, zapomniani, smakujący się swoim dotykiem. Takim gorącym, a zarazem zimnym. Słuchających swoich jęków, pomruków, wszystkich dźwięków, które na nowo ich rozpalały, na nowo, i na nowo. Każdy, najmniejszy dotyk sprawiał, u nich drżenie, upadali. Lecieli w dół, jak dwa anioły, które straciły raj. Przyjmując ten grzech, stracili czystość, drapali swoje ciała, tak jak by chcieli zmazać z siebie ból, którzy sami na siebie przyciągnęli. Ginęli w swoich ramionach, ruchach, dotyku. Dotyk ich niszczył, ale oni nie przestawali, wiedzieli, że nie ma odwrotu. Teraz ich ciała należą do diabła, bo sami się mu sprzedali. Bo pragnęli dotyku, bo chcieli go, i będą chcieć, go jeszcze więcej . . .

                                               - Tom? Słuchasz ty mnie? – Z tych niegrzecznych marzeń wyrwał go głos chłopaka. Spojrzał w jego ciemne oczy i delikatnie oblizał usta. Uspokoił się dopiero i naprawdę wrócił do racjonalnego myślenia, jak spojrzał w oczy Billa, które przedstawiały zdziwienie, zszokowanie, i obrzydzenie.
                                                  - Słucham Cię Bill, oczywiście, że słucham.
                                                   - To, co powiedziałem? – Przylgnął plecami do oparcia krzesła i założył ręce, na klatce piersiowej, z cwanym uśmieszkiem. Wiedział, że go nie słucha. Tom jedynie się uśmiechnął i odpowiedział.
                                                     - Wiem Bill, że jesteśmy do siebie podobni. Kiedyś, ci to wytłumaczę – Oparł łokcie na stole i delikatnie się uśmiechał do zszokowanego chłopaka.
                                                     - Ale . . . Skąd ty, to wiesz? – Był w takim szoku, że jego mózg się wyłączył. Przestał zupełnie pracować, stał się bezwolny, jak by tam za twardą skorupą czaszki miał zwykłą galaretkę, bez życia.
                                                        - Mam swoje sposoby Bill – Odparł spokojnie i wstał ze swojego miejsca. Zasunął krzesło i podszedł do drzwi – Cały czas, namawiam cię Bill, żebyś  do nas dołączył.
                                                           - Nie Tom, nie ma mowy. Jesteście chorą sektą. Dziękuje za śniadanie, ale proszę Cię, żebyś zostawił mnie w spokoju – Również wstał i do niego podszedł. Nie przestawał patrzyć w oczy swojego rozmówcy. Zbliżył się tak blisko, że ich zapachy zaczęły się mieszać i tańczyć wokoło ich, tworząc nowy, unikalny zapach. Trochę słodki, ale zarazem gorzki.
                                                              - Wyjeżdżamy dzisiaj do innego miasta, jeśli będziesz chciał z nami pojechać, przyjdź, o dziewiętnastej pod ten stary kościół – Odwrócił się plecami do chłopaka i opuścił pokój. Bill został sam, szumiało mu w głowie, a jego ciało drżało. Zaczął się dusić, resztkami sił położył się na łóżku.
                Nie wiedział, ile tak leżał. Godzinę, może dwie, ale czas jakoś nie był dla niego ważny. W głowie Billa ciągle chodziły dwa słowa ,,Wyjeżdżamy dzisiaj’’ te dwa krótkie słówka, a takie zrobiły zamieszanie w jego duszy. Z jednej strony, był gotowy wziąć swoje rzeczy i szybko wybiec z pokoju, a z drugiej czuł, jak niewidzialne łańcuchy trzymają, go w tym pokoju. Wyrywał się, krzyczał, płakał, ale to nic nie pomagało. Ciężkie żelastwo się nie uginało, nie pozwalało mu się ruszyć, chociaż na krok. Nogi miał jak z ołowiu, a głowa zaczęła nagle ważyć z dziesięć kilo. Kręcił się na twardym łóżku, jak by przeżywał najgorszy koszmar swojego życia. Niestety, wiedział, że to nie sen, a rzeczywistość, która chce złapać go w swoje ohydne palce. Pazurami drapał swoje nadgarstki. Starał się zerwać łańcuchy, pozbawić się tych kajdan, i móc uciec z tego miejsca jak najdalej. Wreszcie z wycieczenia zasnął, sen był dla niego ukojeniem, ale na bardzo krótki czas.
                Tom oderwał się plecami od drzwi, dopiero jak usłyszał spokojny oddech chłopaka. Czuł winę, na swoich barkach, że popchnął chłopaka, wręcz w ramiona bólu, i rozpaczy. Widział to wszystko, co się z nim stanie, i jeszcze bardziej czuł, że ma z tym bardzo dużo wspólnego. To on został wybrany, powinien go chronić, a nie potrafił. Miał związane ręce, a nikt nie chciał przeciąć jego sznurów. Nie miał takich ciężkich kajdan jak Bill, ale jego własny sznur, również bolał, bo zaciskał się coraz bardziej na jego szyi.

                                                      - Mistrzu? Idziemy? – Spojrzał w bok i dojrzał blondynkę. Alisa – bo tak się nazywa, była jedyną osobą, która nie bała się zbliżyć do Pana. Ona miała czystą duszę, była jak anioł, który został zesłany prosto w ramiona diabła, czyli Toma.
                                                         - Oczywiście – Spojrzał, na jej nienaganne ubranie, czysta biała sukienka, jedwabny szal i brązowe gladiatorki. Jej ciało tak samo czyste, jak dusza. Idealna osoba, która była tak zwyczajna, że obrzydzało go jej widok, a dziewczynie bardzo zależało, żeby się zbliżyć do mistrza.
                     Po spotkaniu z resztą odmeldowali się, a Tom zapłacił jeszcze za Billa, pobyt w hotelu, jeszcze ten dzień. Cała szóstka poszła w stronę drzwi, po czym wsiadła do srebrnego busa. Na samym przodzie usiadł chłopak w okularach, obok niego blond włosy młodzieniec. W środku usiadła mężczyzna ubrany na biało, w bardzo szczęśliwym nastroju, z tyłu usiadły dwie dziewczyny. Ostatni wsiadł i usiadł na swoim miejscu ich mistrz.
                                                        - Wszyscy są? – Rozejrzał się do koła i kiedy stwierdził, że są wszyscy, kazał kierowcy ruszyć.
Jechali dość duży kawałek. Każdy był pogrążony w swoich myślach, jedni się modlili, inni myśleli, o czymś zupełnie innym. Tylko Toma myśli były blisko Billa. Modlił się właśnie, żeby cały jego ból przeszedł na jego braki, ale nie mógł złamać bariery, szklana szyba stała przed nim, i nie pozwalała się zbliżyć do chłopaka. Walił nią pięściami, ale nawet się nie ruszyła, nic ani ryski. Starał się krzyczeć, coraz mocniej ściskając swój różaniec, z czerwonymi koralami.
                                                          - Już wstaje, wstaje – Otworzył swoje śliczne oczy, po czym spojrzał przez rozmazany obraz na twarz Toma. Znajdował się za jakimś szkłem – Tom? – spytał sam siebie i się podniósł. Chwiejnym krokiem, podszedł do szyby, i przytulił swój policzek do zimnej nawierzchni szkła.
                                                              - Bill! – Chłopak, do którego krzyczał Tom, widział jedynie poruszające się usta mężczyzny. Patrzył na nie, ale nic do niego nie docierało. Znowu słyszał ten charakterystyczny szum, podał się mu. Opadł na kolana i zaczął zdzierać z siebie bluzkę, drapiąc swoje ciało. Był rozpalony, było mu tak gorąco, że zaczął się rozbierać, a swoje rozgrzane ciało przytulał do szklanej tafli. Czuł, jak na chwilę zimno łagodzi, jego rozgrzaną skórę.  
        Tom, coraz bardziej starał się dostać do Billa, jego kostki były już całe we krwi. Na szkle powstawały krwawe plamy, ale szkło nie ruszyło, o milimetr.
                                                                  - Tom! Ja się topię zrób coś! – Prosił go z łzami w oczach.
                                                                  - Bill! Pomogę, Ci tylko mnie usłysz! Usłysz mnie Bill! – Darł się jak jeszcze nigdy w życiu. Zawsze był spokojnym człowiekiem, a teraz wręcz szalał z rozpaczy, że nie może mu pomóc.
Jego ciało odmawiało, coraz bardziej różne modlitwy, a po rękach lała mu się krew.
                                                                      - Gustav! – Chłopak siedzący, koło ich mistrza zauważył, że coś jest nie tak. Kiedy zobaczył krew na rękach swojego Pana, od razu krzyknął do kierowcy, i tym samym  zwrócił uwagę swoich kolegów – Zatrzymaj auto! – Krzyknął i zdjął ze swojej szyi apaszkę. Chciał tamować krew swojemu mistrzowi, ale zatrzymała go brunetka.
                                                                         - Zostaw! Nie wolno mu przeszkadzać w modlitwie – Powiedziała, dziewczyna zatrzymując swojego kolegę.
                                                                           - Nina ma rację – Głos zabrała Alisa, która od razu wzięła swój różaniec, z białymi paciorkami i uklęknęła na ziemi,  zaczęła wspierać swojego mistrza w modlitwie. Chłopak, o imieniu Gustav, który prowadził tego busa, zjechał na bok i włączył światła awaryjne. Odpiął pas i poszedł do tyłu. Wszyscy już klęczeli i wspierali swojego mistrza w modlitwie.
                        Tom dokładnie czuł modlitwy swoich podopiecznych, był bardzo wdzięczny im, że w tak trudnej chwili, dla jego serca, są tutaj.
                                                                            - Bill! Skrusz to szkło w swoim sercu! Nie słyszysz ich modlitwy? Nie słyszysz mojego głosu?! – Chyba słyszał, bo szkło zaczęło lekko się kruszyć. Zaczęły z niego lecieć lśniące kawałeczki, o nieznajomym nikomu kształcie.
,,Dobrze Bill, walcz z tym, walcz’’ – Pomyślał, a echo jego myśli rozeszło się po pomieszczeniu.
                                  - Tom? To ty? – Głos Billa, który wiedział, kto do niego mówi, był ukojeniem, dla jego uszu. Odetchnął i dziękował panu, że go słyszy. Przestał walić w szkło, bo tylko uszkadzał sobie ręce.
,,Tak Bill, uspokój się dobrze?’’
                                     - Mnie rozpala Tom, czuje jak się roztapiam – Szepnął, ale ten szept przerodził się w krzyk. Krzyk prawdziwego bólu, ale nie krzyczał to jego głos, a serce, które już nie mogło wytrzymać.
               Tom upadł na kolana i zaczął błagać Boga na głos, żeby swoją siłą skruszył szkło, które wytworzył czarnowłosy. Bariera jego serca, do którego chciał się dostać, ale nie potrafił. Stawiała za duży opór, nie chciała się ugiąć pod działaniem Boga.
                                         - Tom! – Wydarł się, ten krzyk przerodził się w szept – Odejdź – Widział jak po szkle zaczyna spływać słona woda. Tak jak by, w jednej sekundzie zaczęło padać, a krople deszczu uderzały w szklaną tafle.
                    Deszcz, jaki na niego padał, jeszcze mógł przetrwać, ale silnych podmuchów wiatrów nie mógł.
                                            - Odejdź! – Wydarł się jeszcze raz, ale to się przerodziło tylko w szept, którego Tom nie mógł usłyszeć. Ziemia pod nim za trzęsła się niebezpiecznie i zaczęła pękać.
                    Mężczyzna podbiegł w ostatniej chwili do szkła i zaczął w nią walić. Z całych sił, rozwarcie z zawrotną prędkością pokonywało odległość do Toma. Nagle szkło skruszyło się, lecz było za późno. Ziemia pod stopami Toma się otworzyła, a on zaczął spadać w ciemną przestrzeń. Przed jeszcze spadnięciem, dojrzał zszokowaną twarz Billa. Puste oczy, które poczuły w jednej chwili ulgę. Tak jak by ktoś zdjął z jego delikatnego serduszka ciężki łańcuch.
                     Świadomość wróciła do Toma, w jednej chwili. Otworzył swoje ciemne oczy i zobaczył swoich podopiecznych. Klęczeli, a w dłoniach trzymali swoje różańce. Byli pogrążeni w swoich modlitwach, ale po chwili otworzyli swoje oczy, i spojrzeli na mistrza. Tom pogrążony był w swoich myślach, patrzył w martwy punkt, gdzieś przed sobą.
                                                     - Mistrzu? – Spytała nieśmiało brunetka – Co to było? – Ich mistrz wiedział, że nic nie widzieli, ani nie słyszeli, ale czuli. To były silne emocje, które wytrzymali dzielnie, bo większość mogłaby polec.
                                                       - Byliście dzielni, dziękuję wam za wsparcie – Odpowiedział, po czym wysiadł z auta. Musiał odetchnąć. Z jego rąk i kolan leciała krew, ale powoli zaczynała przestawać, aż wreszcie przestała, a z ran nie został nawet strupek. Jedyne, co go obchodziło, to jak czuje się Bill.

                            Młodzieniec, nagle się obudził i otworzył szeroko swoje oczy. Podniósł się gwałtownie i poczuł tępy ból w głowie. Wrócił do leżącej pozycji, co wcześniej i cały obolały leżał na łóżku. Bolało go całe ciało, ale był szczęśliwy. Pierwszy raz poczuł ulgę, ale nie zupełną. Szkło, które ochraniało, jego ciągle stało, lecz pojawiła się pierwsza dziura, którą zrobił Tom. Nie wiedział, skąd się wziął akurat w jego myślach, ale utwierdziło, go to, że musi z nim jechać. Gdziekolwiek będzie chciał, musiał być przy nim. Wiedział, że ten mężczyzna zna klucz do jego zakutego serca. Zdejmie kajdany, które sam sobie założył, i wreszcie poczuje ulgę. Kiedy trochę ból odszedł, podniósł się i spojrzał na swój telefon.

Godzina 13:30
Nieodebranych połączeń:12
Nieodebranych wiadomości:21

                            Chłopak przełknął ślinę i odblokował swojego Iphona. Dobrze wiedział, że to od jego szefa. Postawił go w bardzo złej sytuacji, i wiedział, że w tej chwili stracił pracę. Nigdy specjalnie nie wierzył w Boga, ale teraz wiedział, że to musi być znak od niego, że musi jechać z Tomem.
                                           - Czas ruszać, nic mnie nie trzyma w tym mieście – Powiedział sam do siebie, nie wiedział jeszcze, że przeznaczenie zaciska swoje kajdany na jego rękach, i przykuwa do mistrza. Od tej decyzji zależało, ich cała parzystość.
                         Teraz diabeł się z nich śmiał. Zdecydowali, nikt ich nie zmuszał do tego. Stali się niewolnikami, własnych dusz. Na biedne serce Billa został kolejny kamień narzucony. Kamień, który sam zdecydował sobie położyć.

5 komentarzy:

  1. To Bill z nimi pojedzie! Widzę tutaj, że obydwoje będą cierpieć. Jestem normalnie sadystką, czekam na nexta.
    Micky

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, dzięki za zgłoszenie do naszego katalogu. :) Twoje opowiadanie znajduje się już w naszym zbiorze.
    Pozdrawiam! :)


    http://kochamczytacblogi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nietypowe. Bardzo nietypowe, a przynajmniej w świecie twincestu. Mimo wszystko zaciekawiłaś mnie. Nawet bardzo. Zwłaszcza ten rozdział w jakiś sposób mnie urzekł, właściwie nawet zmusił mnie do chwilowej refleksji.
    Niestety ten efekt psuje masa literówek i niepotrzebnych przecinków - są tam, gdzie nie powinno ich być, a w niektórych miejscach ich brakuje. Jeśli to z pośpiechu, to usiądź dłużej nad rozdziałem przed dodaniem go, bo te błędy wybijają z rytmu. Poczytaj trochę o interpunkcji i myślę, że będzie okej.
    Wracając - zafascynowałaś mnie tym tworem. Z pewnością będę wpadać tu częściej, bo jest po co - piszesz dobrze, świetnie oddajesz emocje no i masz pomysł; niecodzienny, niekoniecznie w moim typie, aczkolwiek bardzo ciekawy. Pozdrawiam cię i życzę dużo weny!
    I przy okazji zapraszam do siebie na prolog nowego opowiadania http://masks-and-masquerades.blogspot.com/ oraz na kontynuację na grzech-za-grzechem.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz, to wiele dla mnie znaczy. Ciągle się uczę, i staram się poprawiać wszystkie błędy, i więcej poczytam na pewno, o przecinka. Tak, nudziły mnie już te opowiadania, gdzie Bill jest słaby, kocha Toma, Tom kocha Billa, i mają zespół. Z następnymi rozdziałami, historia będzie coraz bardziej ciekawa.
      Na pewno wpadnę na twojego bloga, nawet zaczęłam czytać, ale zawsze muszę wszystko przeczytać, żeby skomentować. Pozdrawiam :)
      Daisy

      Usuń
  4. Blog został dodany do Katalogu Euforia.
    Pozdrawiam, Białko :>

    OdpowiedzUsuń

Ostrzeżenie

Staram się wyłapywać błędy, ale jestem tylko człowiekiem i nie wszystko daję radę poprawić. Ciągle się uczę poprawności językowych, więc proszę o wyrozumiałość.

Jeśli podoba ci się moja twórczość zostaw komentarz. To wiele dla mnie znaczy.

Na blogu występują brutalne sceny, każdego kogo to uraziło, obraziło, czy poczuło się obrzydzonym, przepraszam, ale OGLĄDASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ

Z przyczyń życiowych jestem zmuszona na zamianę nazwy i też zmiany adresu blogu, przepraszam za utrudnienia.

Jeśli chcesz do mnie napisać - > daisywhite997@gmail.com

Zapraszam również na mojego facebooka -> https://www.facebook.com/profile.php?id=100011149688511

Obserwatorzy