Rozdział V
,,Wtulmy się w
ramiona Diabła’’
Wtulmy się w niego i patrzmy jak życie
nam przemija. Jeśli nigdy nie szeptałeś do diabła, nie pragnąłeś go, nie
chciałeś z nim tańczyć, jesteś nikim. Nie potrafisz naprawdę żyć, patrzeć i
oglądać świat z oddali. Świat, który upada, już nie raz kończył swój żywot i
wpadał do rowu, który sam sobie wykopał, lecz wstawał. Wychodził z niego, żeby
dopaść swoich oprawców. Nie, nie to nie był czas, uszanujmy go. To byli ludzie,
którzy sami na nowo, i na nowo pchają świat do ciemnego, zimnego rowu.
Każdy chce być wyjątkowym, ale
stanie się wyjątkową osobą, w tak zwyczajnym świecie jest trudniejsze, niż
wygranie w totka. Możesz tego nie widzieć, ale przyjrzyj się, nie jesteś nawet
w jednym procencie wyjątkową jednostką, wszyscy są tacy sami, słabi. Kozakują w
tedy, kiedy nikogo to nie obchodzi, a kiedy pojawia się prawdziwy problem
uciekają pod spódnice matki. Czasem nawet nie wiesz, jaki jesteś zwyczajny,
nudny i głupi. Prosty człowieczek, którego da się kierować, ale nie każdego się
da. Ci, których wybrał Bóg, potrafią żyć przytulając diabła, a ten nic im nie
zrobi. Dlaczego? Może dla tego, że został wybrany na anioła, na ziemi? Osobę,
która ma czynić dobro i namawiać do tego innych, bo jeśli anioły są w niebie,
to czemu nie na ziemi?
Jesteś pionkiem w tej boskiej grze, jesteś tak kierowany,
jak to chcą stwórcy. Pamiętaj, że świat nie powstał tylko z dobra, od Boga, ale
też od diabła, bo co ma swoją dobrą stronę, zawsze będzie miało tą ciemną,
gorszą i straszniejszą. Czy ciemna strona przeraża? Na pewno tak, kiedy
zobaczymy ją na własne oczy, ale do puki jej nie widzisz, nie będziesz się bać,
bo czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal.
Czarnowłosy
obudził się w pokoju hotelowym. Nie wiedział zupełnie, jak się pojawił w tym
pokoju, jak by ktoś wyciął mu duży kawałek pamięci z mózgu. Usiadł na bardzo
miękkim i wygodnym łóżku i rozejrzał się po nowym miejscu. Drogi, wielki pokój
urządzony w odcieniach bieli i beżu. Promienie słońca delikatnie wpadały do
pokoju i rozświetlały go. Promyki słońca przytulały się do wszystkiego, tak jak
by mówiły ,,dzień dobry’’. Nawet Bill odwrócił w ich stronę swoją twarz i
pozwolił ocieplić swoje policzki. Rozchylił delikatnie swoje słodkie usta i
przymknął ciemne oczy, czuł jak by sam Bóg go przytulał, a swoimi już starawymi
ustami całował w czoło, na powitanie.
- Dzień dobry
– usłyszał przy swoim uchu i od razu otworzył oczy, spojrzał na mężczyznę obok
siebie. Bardzo dobrze znajoma mu twarz usiadła przy nim i była stanowczo za
blisko Billa.
Chłopak speszony odsunął się i spojrzał z bezpiecznej
odległości na mężczyznę. Po minie Toma było widać, że nie jest zadowolony z
takiego obrotu sytuacji, pewnie zupełnie inaczej wyobrażał sobie ten poranek,
szczególnie, że po jego wyglądzie mogło się tak stwierdzić. Ubrany jedynie w
biały, puchaty ręcznik przepasany wokół dobrze zbudowanych bioder. Krople
czystej wody płynęły jak po rzece na jego czarnych warkoczykach. Spadały z nich
i kończyły swój żywot, gdzieś na rozpalonej skórze warkoczyka.
- Dzień
dobry – wyszeptał cicho i bardzo nieśmiało chłopak – Jak ja się tutaj
znalazłem?
- Nie
pamiętasz? – spytał Mistrz i jego twarz przybrała dziwny, martwiony wyraz
twarzy.
- Nie,
pamiętam tylko jak usiedliśmy przy stoliku i . . . teraz jak się obudziłem –
wyszeptał, ale czuł jak Tom go nie słucha.
Zastygł jak w recepcji hotelu. Czas zupełnie się zatrzymał,
nawet promienie słońca stanęły w miejscu, ptaki zatrzymały się w locie, ludzki
oddech stanął, chociaż nie powinien. Ciało weszło w hibernacje, a raczej coś
podobnego, bo nie wiadomo, czy nawet wiedziało, co się dzieje. Jedyną duszą,
która oddychała, krew płynęła, a oczy mrugały był Bill. Chłopak zaczął się
rozglądać dookoła. W otwartych na oścież, kremowych drzwiach zobaczył całą
czarną postać. Postać patrzyła się na ciemnowłosego, ale po chwili zniknęła
idąc, gdzieś.
-
Ej! – Bill się zerwał ze swojego miejsca i usłyszał swoje echo – Gdzie idziesz?
– Czuł jak jego ciało waży, co najmniej 100 kilo.
Zaczęło ciężko stawiać swoje kroki i szło bardzo powolnie i
ociężale. Każdy krok sprawiał mu wiele trudu. Musiał się dostać do tych drzwi,
skąd zniknęła nie znana mu postać. Powoli bosymi stopami stawiał kroki, w każdy
ruch wkładał bardzo dużo wysiłku, pot mu zaczął lecieć po czole. Zupełnie tak
jak by przechodził przez super gęstą masę, która zatrzymuje jego każdy ruch.
Wreszcie dotarł do drzwi, czuł jak by
tydzień do nich dochodził. Złapał się framugi o ciemnym kolorze i przyciągnął
swoje ciężkie ciało bardziej za drzwi. Nagle poczuł jak przyśpieszył. Zaczął
bardzo szybko biec, biegł, ale nie mógł dostać się do ciemnej postaci. Czuł jak
wiatr chwyta jego włosy i ciągnie do tyłu. Upadł, zupełnie jak Jezus, upadł na
ziemię, ale wstał. Znowu zaczął biec, nie liczyło się nic, tylko żeby dotrzeć
do postaci. Niestety, nie było to takie proste, jak by jakiś duch chciał go
złapać i odciągnąć od tego pomysłu, lecz on się nie poddawał, szedł dalej, jak
czołg na wojnie. Nic nie było dla niego straszne i nie ważne, kto go
zatrzymywał, on się nie bał.
Był bardzo
blisko, naprawdę bardzo blisko dotknięcia postaci, która nie zmieniła swojego
kolory. Wyglądała jak kogoś cień. Cień, który uciekł i nie chciał wrócić do
właściciela, a może właśnie był przy
swoim właścicielu? Czubki palców chłopaka były tak blisko, miał go, miał
naprawdę, jeszcze chwila, a by chwycił tą dziwną postać.
- Pobaw się ze mną Bill – Usłyszał dziecięcy głos, a postać zniknęła.
Nagle cały czas wrócił do normy. Krew znowu zaczęła krążyć, oddech powrócił,
ptaki znowu poleciały, a oczy zaczęły mrugać. Wszystko wróciło do normy, no
może prawie. Niestety, ale Bill narobił bardzo dużo hałasu, przez to, że wpadł
na stojącą lampkę i szklany stolik, który swoim ciężarem stłukł. Połamał się na
drobne części, a niektóre z nich powbijały mu się w nogi tworząc rany, z
których zaczęła wypływać szkarłatna ciecz.
Krew – ciecz życia,
to dzięki niej jeszcze żyjemy, chodzimy i możemy normalnie funkcjonować,
każdy ma inną krew, bo każdy jest inny. Niestety, dla niektórych krew staje się
obsesją, jej wygląd, smak i zapach, pragnął ją litrami, ale nie zwierzęcej
krwi, pragnął ludzkiej. Pragnął pogromów, krwi, zabójstw. Żywią się bólem i cierpieniem,
dla tego przychodzą, dla tego są wśród ludzi. To tak samo, jak ze świniami i
krowami, nie hodujemy ich dla przyjaźni, a dla mięsa i tak samo postępują z
nami demony, dają nam pożywienie, żeby później z nas samych się żywić i stawiać
się coraz silniejszymi.
Czas
wrócił do swojej postaci, a z nim zaczęło na nowo bić serce Toma, krew od nowa
płynęła jego żyłami, a klatka piersiowa unosiła się w górę i dół. Dopiero teraz
mógł zdać sobie sprawę, że Billa nie było obok niego, zaczął się rozglądać po
pokoju. Zdawało mu się, że jeszcze przed chwilą patrzył na bladą twarz chłopaka
i czarne włosy, no i te czarne oczy, które go prześladowały, gdziekolwiek nie
poszedł. Czy to już była miłość, czy tylko zwykłe zauroczenie?
-
Bill? Jesteś tutaj? – wstał z miękkiego łóżka i rozejrzał się dookoła.
- Tak . . . jestem – odpowiedział
słabo i wstał z ziemi, otrzepał się z kurzu i wyszedł z pokoju zamykając za
sobą drzwi.
- Co ty robiłeś za tymi drzwiami? – zapytał warkoczyk zakładając swoje
silne ramiona na piersi.
- Nic, chciałem zobaczyć, co tam jest – skłamał, jakoś nie mógł
powiedzieć mężczyźnie, co się dzieje. Nie czuł jakoś, że może mu zaufać.
Odczuwał jak by miał być od Toma jak najdalej, lecz to nie były jego odczucia.
Coraz bardziej się mieszał, co on czuje, a co czuje ktoś inny, ktoś to
zamieszkał w jego . . . środku.
- Ja tam śpię, a co? – spytał mężczyzna i podszedł do drzwi domykając je
– Nie wchodź tam więcej, dobrze? Ja będę do ciebie przychodzić – stwierdził i
zbliżył się do chłopaka. Chciał czuć jego zapach, chciał go dotknąć, lecz czuł,
że nie ma na to pozwolenia. Bolało go czekanie, z każdy dniem był coraz bliżej,
żeby się na niego rzucić, ale musiał się kontrolować, co do łatwych nie
należało.
- Idziemy na śniadanie? – zmienił temat.
- Jasne, ubierz się, ja też się ubiorę i przyjdę po ciebie – Bill skinął
głową i po chwili został sam w pokoju. Usiadł na fotelu i spojrzał przez okno
na delikatnie wchodzący świat. Odetchnął świeżym powietrzem i uśmiechnął się
sam do siebie.
Musiał poważnie się zastanowić nad tym, co zaczęło się
dziać, na około niego. Życie mu się przewróciło o 180 stopni, a teraz miało być
coraz gorzej, z każdą minutą bał się coraz bardziej nieznanej siły, która
zaczęła go prześladować. Nie znał jej, nie wiedział, co to może być, a przede
wszystkim, jak to leczyć? Jak walczyć z czymś, co nie da się zobaczyć? Ciekawił
się, czy jest na to jakieś lekarstwo, wiedział, że zwykła pigułka mu nie
pomorze, a jak pójdzie do lekarza, to na pewno skończy w jakimś psychiatryku.
Chłopak ubrał się i czekał na Thomasa. Zaczął rozmyślać o swoim życiu,
czuł, że wszystko idzie w złym kierunku. Był na siebie wściekły na to, ale
jednocześnie czuł, że do dawnego życia nie mógł xcby wrócić. Już się zdążył
uzależnić od życia takiego, był pod pełną uwagą tajemniczego mężczyzny, którego
traktował tak, jak by znał go od lat. Nie wiedział, czemu, ale ufał mu, chciał
poznać go jeszcze bardziej, chciał więcej spędzam z tym mężczyzną czasu, czuł
jak pochłania jego każde słowo jak gąbka. Chciał oddychać jego tlenem, pragnął
patrzeć w tą głębie oczu i tańczyć w radosnym tańcu przed jego duszą. Ciągle
niestety, coś go zatrzymywało, krzyczało, że jeszcze nie czas na połączenie.
Bill już nie wiedział, czy to jego serce woła, czy dusza. Przecież duszę
jeszcze miał, natomiast serce już dawno wyrzucił do rzeki, zdeptał i rozpuścił
w kwasie. Dusza ciągle była, ale, co z tego, jeśli ona już dawno była zgnita.
Spróchniała, jak stare drzewo, pozbawione jakiej kolwiek magii, zniszczone i
utopione, w gęstej, brudnej wodzie.
Drewniane drzwi, za którymi jeszcze chwilę temu stała ciemna
postać, teraz przez nie przeszedł już ubrany mistrz. Miał na sobie białe
spodnie i podkoszulek, na stopach miał czarne, sportowe buty, a na głowie
czarną bandane. Oparł się o framugę drzwi i uśmiechnął się uroczo, Billowi od
razu poprawił się humor, i również uśmiechnął się do swojego gościa.
- To, co
idziemy? – spytał i podszedł do chłopaka bliżej.
- Jasne –
odparł i wstał z miękkiego łóżka. Wziął jeszcze telefon i wyszli z pokoju
czarnowłosego.
Szli ramię w ramię długim korytarzem. Każde z nich
wsłuchiwało się w ciszę, która otulała ich uszy, szczególnie dla Billa, który
miał dość wrażeń jak na jeden dzień. Marzył o zwykłej pogadance, w stołówce i
gorącej, mocnej kawie. Podobnie też myślał Thomas, lecz on przy czarnowłosym,
nie mógł się skupić, był zbyt zajęty przyglądaniu się mu, patrzeniu na każdy
szczegół i starał się zapamiętać, jego każde słowo. Każda chwila z Billem była
dla niego, jak rozmowa z aniołem, był człowiekiem z białymi skrzydłami, w jego
oczach. Kim jest anioł? Istotą boską i czystą, są brakującym ogniwem między
ludźmi, a Bogiem. Kiedy Bóg formował świat, anioły pomagały mu wszystko ustawić
i nazwać, to one, kiedy jakiś wynalazca, czy wielki artysta miał coś wymyśleć
podpowiadały na ucho. Zakradały się w nocy i szeptały pomysły, które za dnia
tworzyli, kto wie, jak by świat wyglądał, jak by nie anioły? Możliwe, że cały
czas ludzie byli by na drzewach, lecz nie po to Bóg się męczył ze stworzeniem
wszechświata, żeby prości ludzie spędzili całe wieki na gałęziach drzew.
Możliwe, że dla tego powstały anioły, ale też te złe, które się sprzeciwiły i
zleciały z białych chmur prosto w ogniste płomienie, które otuliły ich skrzydła
i delikatne ciała. Kiedyś piękne, empatyczne, teraz złe i wredne. Uważaj z
którym aniołem się zadajesz, czasami niedostrzeżenie koloru skrzydeł jest
najmniejszym problemem.
Mężczyźni dotarli do wielkiej jadalni, ozdobionej jak cały pokój w kremy
i złota. Przy jednym stoliku siedziała już Alissa i Nina, dziewczyny rozmawiały
o jakiś babskich sprawach. Andreas siedział przy barze i popijał piwo z
Georgiem, który został przy swoim postanowieniu i sączył powoli tylko wodę z
cytryną. Gustav, gdzieś zniknął, ale to było normalnością. Od dawna najstarszy
z całej szóstki mężczyzna znikał nie wiadomo, gdzieś. Jak sam mówił, lubił
czasem pomyśleć i pobyć sam.
Gustav – najcichszy i najspokojniejszy ze wszystkich członek
wierzycieli. Jego historia jest równie ciekawa, jak i bardzo smutna. Chłopak
nie miał tyle szczęścia, co Georg, urodził się w bardzo biednej rodzinie. Jego
ojciec był robotnikiem w firmie z maszynami do mięsa, natomiast matka
poświęciła się opiece nad piątką dzieci i schorowanej matce. W ich małym domku
na uboczu nie było prądu, ani ciepłej wody, ubikacja była na zewnątrz. Po
podwórku biegały kury, ojciec wychodził zawsze o czwartej w nocy, żeby dotrzeć
do pracy na siódmą. Gustav jako najstarszy syn, jego rodziców miał najwięcej
obowiązków. Nie miał prawie życia osobistego, bo jak nie pomoc przy babci, to
opieka nad rodzeństwem, które nie rozumiało, dlaczego nie mają laptopa i
telewizji. Gustav to rozumiał, ale cały czas było dla niego to trudne. W wieku
18 lat postanowił się zaciągnąć do wojska, wiedział, że jeśli tego nie zrobi
utknie w zapomnianym mieście Huntson, na wieki, a tego nie miał zamiaru. Jedyną
ucieczką było dla niego wojsko, które zabierało swoich żołnierzy z rodzinnych
domów i wysyłało na wojny. Po pięciu latach służby już dwudziestotrzyletni
Gustav miał dość służby. Był wyniszczonym człowiekiem, który widział dużo, za
dużo. Wrócił do swojego rodzinnego domu, ale tam już nikogo nie było. Zupełnie
pusty, stary, drewniany dom, na uboczu miasta Huntson. Chłopak dokładnie szukał
swojej rodziny, po całej trzy piętrowej posiadłości, lecz nie znalazł ich w
domu, a za domem. Sześć grobów, jeden jego babci, ojca, który umarł na zawał w
pracy, w kwiecie wieku, bo ledwie miał pięćdziesiąt lat, obok był grób matki,
która umarła na zignorowane zapalenie płuc, inny grób należał do jego brata,
który popełnił samobójstwo rzucając się pod pociąg, nikt nie wie dlaczego,
kolejny do jego siostry, która umarła na białaczkę, i ostatni należący do małej
Sary, dziewczynka umarła we śnie, chyba najlepsza śmierć, ale też bardzo
okrutna, która zabiera nie tylko dorosłych, ale też dzieci. Wszyscy umarli, po za jego siostrą, która
zaginęła nie wiadomo, kiedy i jak? Gustav starał się jej szukać, lecz na marne.
Podczas wylepiania miasta plakatami zaginionej jego siostry, która została
jedyną jego rodziną.
W
tedy poznał pierwszy raz Toma, który jako jedyny wyciągnął do niego pomocną
dłoń i rzekł.
- Ktoś tobie zaginął? – spytał
mężczyzna ubrany na biało, biło od niego takie ciepło i dobro. Gustav wiedział,
że ten mężczyzna, nie pyta się z kpiną, a faktycznym smutkiem i
zainteresowaniem.
- Tak, to moja
siostra, nie wiem jak zaginęła, ale wiem, że na pewno żyje – odpowiedział i
spojrzał na warkoczyka przed sobą.
- Byłeś na
policji? – zapytał i uważnie się przyglądał plakacie, na którym był opis
dziewczyny i jej zdjęcie.
- Tak, ale powiedzieli,
że mało, co mogą zrobić, bo nie wiem, kiedy zaginęła, bo byłem w wojsku –
spojrzał na brudny chodnik, któremu lata świetlności już dawno przeminęły.
- Ja ci
pomogę ją znaleźć – odwrócił się do niego mężczyzna i się uśmiechną szeroko.
- A-ale
jak? – zapytał zdziwiony i przyglądał się uważnie nieznajomemu.
-
Normalnie, przyłącz się do mnie, a pomogę ci znaleźć twoją rodzinę, tylko
musisz się do mnie przyłączyć – podał mu dłoń i uścisnął lekko. Uśmiechnął się
bardzo miło i sympatycznie. Gustav nie potrafił się sprzeciwić.
-
Dobrze, ale obiecujesz, że ją znajdziemy? – zapytał, a Thomas kiwnął głową, nie
przestając się uśmiechać.
Tak właśnie Gustav dołączył do wierzycieli, był drugim członkiem, zaraz
po Georgu.
-
Tom, gdzie siadamy? – zapytał czarnowłosy i spojrzał na warkocza, a ten wskazał
wolny stolik z boku – Nie dołączymy do dziewczyn? – spytał zdziwiony, ale
posłusznie poszedł w stronę ostatniego stolika i usiadł na drewnianym krześle.
- Niech sobie
poplotkują, z samymi facetami, nie mają czasu, żeby porozmawiać, o szminkach,
kredkach do oczu i co tam jeszcze świat nie wymyślił – odpowiedział zajmując
swoje miejsce przy stole.
Po chwili podszedł do nich kelner i podał im kartę dań. Był
to dobrze zbudowany, młody chłopak pokryty tatuażami na rękach. Bill się
zdziwił, że taką osobę zatrudnili w takim pięknym hotelu, ale nie odezwał się,
grzecznie przyjął niebieską kartę. Kiedy czarnowłosy chłopak odszedł Bill od
razu zwrócił się do Thomasa.
- Widziałeś tego kelnera tatuaże? – spytał szeptem do warkoczyka, ten
spojrzał na Billa, jak by patrzył na wariata. Zupełnie tak, jak by czarnowłosy
powiedział mu, że zaciążył z jakimś przypadkowym mężczyzną w klubie.
- Ten kelner, co przed chwilą do nas podszedł, nie miał tatuaży –
odpowiedział warkoczyk, a zdziwienie jego kolegi był cenny wszystkiego.
- Jak to nie miał? Wystawy mu spod białej koszuli – spojrzał jeszcze raz
w miejsce, gdzie był bar, ale tam już nie było tego chłopaka – Naprawdę je
miał, ten czarnowłosy.
- Bill, ten kelner nie miał czarnych włosów, był blondynem –
odpowiedział, a czarnowłosy już nic nie powiedział.
,,Boże, czy ja szaleje?’’ - Pomyślał, ale zaraz później otworzył kartę dań, jaką
dostał. Stwierdził, że mózg musi mieć niezłą zabawę, że robi mu zmyłki, na
pewno mu się przywidziało. Po otworzeniu karty od razu przyjrzał się napisom,
które zostały na niej umieszczone.
Idiota . . . kretyn . . . patrz
się na mnie . . . Bill, Bill kotku . . . a gdzie jest Kitty? . . . chodź do
mnie . . . pożądaj mnie kotku . . . piękny kotku . . . pobawimy się u mnie . .
. chodź do mnie misiu . . . do mnie idioto! . . . mówię do ciebie. . .
Przestraszony
czarnowłosy odrzucił karte od siebie, a ta przeleciała przez stół i spadła z
niego uderzając o marmurową posadzkę.
- Bill, coś się stało? – spytał Tom i spojrzał na chłopaka, zaniepokoił
się z jego stanem.
- Na tej
karcie jest coś napisane, j-ja nie wiem, co to znaczy – wskazał palcem miejsce,
gdzie spadła karta. Mistrz chylił się i podniósł rzecz, którą Bill oskarżał o
jakieś napisy napisane w niej.
Tom
uważnie się przyjrzał, po otworzeniu jej, ale nic nie było napisane, wszystko
było idealnie przedstawione. Wszystkie dania wypisane kursywą i pięknie
opisane. Warkocz spojrzał na swojego towarzysza ze zdziwieniem.
- Chory jesteś? Tutaj nic nie ma
– pokazał Billowi kartę w środku, a tam faktycznie, nic nie było napisane. Bill
nie wiedział, jak to się stało, przed Thomasem właśnie robił z siebie debila.
- Wiesz, co Tom ja zjem jednak w swoim pokoju, chyba źle się czuję –
odpowiedział i wstał ze swojego miejsca.
- Wiesz, co Bill zamówię coś do pokoju i przyjdę do ciebie okej? –
zapytał i również wstał ze swojego miejsca.
- Dobra, nie ma sprawy – odpowiedział i masował sobie skronie, nie mógł
się na niczym skupić. Podszedł sam do windy i nacisnął guzik.
Po krótkiej chwili metalowa,
ciasna puszka, o kształcie kwadratu się otworzyła. Czarnowłosy wszedł do środka
i oparł się policzkiem o lustro, naprzeciwko drzwi. Przyjemnie zimna tafla
koiła jego rozpalone ciało, i na chwilę uspokoiło to jego serce. Przymknął swoje
czekoladowe oczy, ale po chwili je otworzył i zobaczył patrzące na siebie
czarne oczy, dzikie ślepia spoglądały na niego ze środka lustra. Już nie
widział swojego odbicia, a obraz kogoś innego. Wysoki mężczyzna o pięknej,
czarnej i gęstej czuprynie, silnych ramionach, które pokryte są tatuażami stał
przed Billem. Jedynym odzieniem, jakie miał to czarne spodnie, które opinały mu
się na nogach i rozporku.
- Kim ty jesteś? – spytał chłopak i ścisnął ręce w piersi.
- Jaskółko przyszedłem po ciebie, ale jeszcze nie jest twój czas –
odpowiedział głos z lustra.
- Kim ty do cholery jesteś!? Czemu mnie prześladujesz?!
- Mów mi Devill Jaskółko słodko, zabiorę ciebie do siebie, kiedy
będziesz gotowy – odpowiedział spokojnym, bardzo melancholijnym głosem.
- Nie! – zaciśniętą pięścią uderzył w lustro, prosto w miejsce, gdzie
mężczyzna, który przedstawił się jako – Devill, miał twarz. Szklana tafla
rozwaliła się w drobny mak, kawałki ostrego szkła pospadały na metalową
posadzkę, a niektóre powbijały się w rękę czarnowłosego. Krew popłynęła po
delikatnej skórze i kończyła swój żywot na ziemi pełnej ostrych kawałeczków,
które lśniły od lampy w suficie.
Metalowe drzwi windy
się otworzyły, a do nich wbiegł Tom razem z ochroną.
- Bill, nic ci nie jest?! – warkoczyk od razu przytulił do siebie młodego chłopca –Co się stało, billy? – Tom
wziął rękę chłopaka i go oglądną z każdej strony.
- Zawołajcie
lekarza! – ktoś krzyknął z ochrony wybiegając z windy. Chłopak bezwładnie stał
w ramionach Toma, miał dość tego, co się działo dookoła, ręka pulsowała tępym
bólem.
Przytul Diabła, jeśli twoje
serce zepsute jeszcze chce się otworzyć. Wtul się w rozgrzaną skórę i roztop
się na milion kawałków, spadnij na ziemię i stań się wodą, rozpuść się jak
lody, a potem podnieś się do góry i stań się słupem. Twardym i mocnym, którego
już nic nie ruszy, zacznij żyć i
walczyć, bo samo tulenie nie zamknie twoich problemów. Czas ubrudzić sobie
rączki, żeby podnieść się i ponownie iść przed siebie.
- Wiesz, co Tom ? – spytał Bill, kiedy wreszcie wrócił do pokoju, po tym
jak lekarz zabandażował mu dłoń.
- Tak, słucham ciebie? – pytał i zamknął za sobą cicho drzwi.
- Będę walczyć i się nie poddam – stanął naprzeciwko Toma i spojrzał na
niego. Ich usta dzieliły centymetry.
- O czym ty mó . . . – przerwał mu namiętny pocałunek, który rozpoczął
stojący mężczyzna, naprzeciwko niego. Poczuł te słodkie, słodkie usta, na
swoich słodkich, słodkich wargach. Ich języki zaczęły tańczyć w namiętnym
pocałunku. Ślina ich zaczęła się mieszać, jak morska woda w oceanie.
Wszystkiemu z szerokim uśmiechem przyglądał się jeden mężczyzna.
- O tak Jaskółko, będzie zabawnie, zabawnie – zaśmiał się i odszedł w
swoją stronę, ale jeszcze wróci, jeszcze przybędzie, bo swoją jaskółkę.
Shit, zatkało mnie. :O
OdpowiedzUsuńNo bo
wow... :O
Dobra, wdech, wydech, wdech...
W końcu ogarnęłam to opowiadanie. Muszę przyznać, że nie do końca są to moje klimaty, wierząca też nie bardzo jestem, ale mimo wszystko, zaciekawiło mnie to. Ma to w sobie coś takiego, że ciężko się oderwać.
To opowiadanie jest inne. Orginalne i niepowtarzalne. Może z tego powstać coś naprawdę pięknego. I relacja Tom - Bill, ach... Miodek. Taka niepewna, grzeszna. Ciekawi mnie jak to wszystko się potoczy. Bo jeśli dobrze wnioskuję, to oni nie mogą być razem. I co tu zrobi Tom? Wybierze Boga czy zaryzykuje dla miłości? Podobno jest ona największą siłą... U Billa to pół biedy, bo jego to Szatan wkrótce opęta, więc no. xD
A jeśli chodzi o jakieś błędy, no to czasem coś z interpunkcją, powtórzeniem lub składnią pochrzani. Pracuj nad tym, chociaż jest chyba lepiej niż w pierwszym rozdziale.
Pozdrawiam,
An
Bardzo dziękuję za komentarz, staram się je sprawdzać, ale teraz nie miałam głowy do tego, za dużo w życiu prywatnym. Tak relacja Billa i Toma jest dość niewinna i taka, niby chcą, a niby nie. Ciężka będzie to próba dla Toma, no i dla Billa jeszcze bardziej, bo jest teraz w zupełnie innej sytuacji, niż przed poznanie Toma, ale to jeszcze się połowa drogi, wszystko z czasem się wyjaśni.
UsuńPozdrawiam :D
No tak, bywa... c;
UsuńTak czy siak, w opowiadaniu masz szerokie pole do popisu. Czekam na next. ^^
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJa to widzę tak, że Bill będzie musiał sam walczyć z tym diabłem co jest wewnątrz jego i tylko dzięki miłości do Toma oraz Toma miłości do Billa uda mu się zwyciężyć. Wydaje mi się, że Tom doskonale wiedział, że diabeł zaatakuje właśnie Billa, dlatego się pojawił.
OdpowiedzUsuńTaka mi się refleksja nasunęła :D
Czekam na kolejny odcinek. Buziaczki :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKochana kiedy następny odcinek bo już się nie mogę doczekać dalszych części tego cudownego opowiadania. Przesyłam ogromne buziaki
OdpowiedzUsuńTeraz w życiu mam luźnej i dzisiaj mam zamiar napisać więcej do rozdziału, chce go dodać na dniach, mniej więcej do niedzieli na pewno zostanie coś dodane. Pozdrawiam buźka :D
Usuń